Kartka z Kalendarza, 16 maja 2001 rok.
16 maja 2001 rok, chyba miałem wtedy z 15 lat, młody chłopak który zainteresowany Barceloną,który nie widział powoli świata poza nią. Coraz bardziej nastolatek który brnął w zainteresowanie wielka piłką, oraz w to co jeszcze można z niej wyciągnąć, czym jeszcze się zainteresować i tym podobne.
Jednak nie o tym chciałem pisać. Ten dzień jakże ważny dla mnie i pewnie dla wszystkich kibiców z miasta Beatlesów. Tego dnia, czyli w środę, na Westfalenstadion, a teraz już Signal Iduna Park w Dortmundzie, przy obecności 65, 000 tyś widzów, odbyło się jedno z najważniejszych spotkań jakie w życiu widziałem. Liverpool w którym wtedy występowali piłkarze których pewnie teraz wielu z was już nie pamięta, ale może przytoczę kilka nazwisk: Stephane Henchoz, Sami Hyypia, Rigobert Song, Markus Babbel, Jamie Carragher, Dietmar Hammann, Vladimir Smicer, Patrik Berger, Gary McAllister, młodziutki Steven Gerrard, tylko 21 lat, a już był gwiazdą klubu z Merseyside. W ataku Jari Litmanen, Robbie Fowler , Michael Owen, oraz Emil Heskey. Trenerem The Red's był Gerard Houllier, na rok 2001 to skład którego obawiali się najlepsi w Europie. Trzeba przyznać że drużyna z miasta Beatlesów zanim dotarła do finału pucharu UEFA pokonała wielkie europejskie marki. Najpierw uporali się z czeskim Slovanem Liberec, potem z greckim Olympiacosem, później trafili na AS Romę w której gra do dziś wielki Francesco Tottiego, w dwumeczu 3:0. Ćwierćfinał z FC Porto, natomiast w półfinale zmierzyli się z Barceloną której tak kibicowałem, wygrali dwumecz 1:0, i awansowali do finału.
Przeciwnikiem niespodziewanie została drużyna która w Hiszpańskiej lidze zajęła szóste miejsce i awansowała do Pucharu UEFA. Deportivo Alaves które kluby w Europie kojarzyły tylko z tego iż ich stroje wyglądały tak jak popularnego klubu z Argentyny, czyli Boca Juniors Buenos Aires. Ich droga do finału była kręta, pokonali wtedy norweski Rosenborg, później wyeliminowali Inter Mediolan. W ćwierćfinale trafili na inny hiszpański klub z Vallecano, w półfinale wyeliminowali po szaleńczym dwumeczu 1.FC Kaiserslautern, i awansowali do finału gdzie mieli zmierzyć się z Liverpoolem. Naszprycowanym gwiazdami, w Alaves którego nikt chyba wtedy nie znał, występowali piłkarze tacy jak: Cosmin Contra, Jordii Cryuff, Javi Moreno oraz Ivan Alonso, a trenerem był Jose Manuel Esnal Pardo, znany bardziej jako Manu. Nie ma się co oszukiwać że Liverpool był murowanym faworytem do zwycięstwa w tych rozgrywkach. Jednak ekipa z Vitorii w kraju Basków, miała odmienne zdanie co do rozstrzygnięcia tego meczu.
![](https://europaenjuego.files.wordpress.com/2009/08/alaves-liverpool.jpg)
Był to mecz jak się patrzy, szybko bramki strzelili podopieczni Houllier'a, Markus Babbel, oraz Steven Gerrard. Kibice Liverpoolu już myśleli o świętowaniu, aż niespodziewanie kontaktowego gola zdobył Ivan Alonso, przed przerwą z karnego wynik podwyższył Gary McAllister. Trzy minuty po przerwie na 2:3 do bramki trafił Javi Moreno, by w 51 minucie doprowadzić swoim drugim trafieniem do wyrównania. Kibice z Anglii, musieli odłożyć świętowanie na później, nadeszła 73 minuta i do bramki trafił Robbie Fowler. Liverpool znów prowadził 4:3, ale Alaves nie dało za wygraną i w 89 minucie syn słynnego i już nieżyjącego niestety Johana Cruyffa zdobył bramkę na wagę dogrywki, kto wie czy to nie była najważniejsza bramka Jordiego Cruyffa w całej karierze. Kibice musieli uzbroić się w cierpliwość, ponieważ doszło do dogrywki. Tam cztery minuty przed końcem samobójcze trafienie zaliczył obrońca Delfi Geli. Marzenia o wygraniu pucharu dla Alaves legły w gruzach.
Liverpool świętował całą noc swój sukces , w mieście z którego kilkanaście lat później przybył trener który znów doprowadził ich do wielkiego finału już nie Pucharu UEFA a Ligi Europy.
Jurgen Klopp bo o nim mowa, zmierzy się za dwa dni , czyli dokładnie 18 maja w wielkim finale z notabene hiszpańską Sevillą, która dwa razy z rzędu zdobyła już to trofeum. Finał będzie czymś pięknym, dla jednej jak i drugiej drużyny, tu już nie będzie kalkulacji, tylko czas na prawdziwy futbol.Po 15 latach Liverpool ma szansę odzyskać trofeum które zdobyło w Dortmundzie w 2001 roku, a Sevilla ma szansę zabrać ten Puchar na zawsze!.
Natomiast byli piłkarze i kibice Alaves , jedyne co mogą to oglądać ten finał w telewizji i myśleć trochę o tym czy ich drużyna po latach absencji wróci do Primera Division, są na dobrej drodze, po 38 meczach zajmują drugie miejsce i mają duże szanse na bezpośredni awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Czy Alaves będzie jeszcze kiedyś zdolne do powtórzenia takiego sukcesu jak w 2001 roku, tego nie wiemy, ale prawda jest taka że lubimy takie niespodzianki , choćby dlatego że mecze finałowe przynoszą tyle emocji, i kończą się takimi wynikami. Oby mecz w środę w Bazylei był tak samo emocjonujący co finał z roku 2001, wtedy za kolejne 15 lat będę wspominał Jurgena Klopp'a i spółkę, a może drużynę w której gra nasz reprezentant Grzegorz Krychowiak.
Jurgen Klopp bo o nim mowa, zmierzy się za dwa dni , czyli dokładnie 18 maja w wielkim finale z notabene hiszpańską Sevillą, która dwa razy z rzędu zdobyła już to trofeum. Finał będzie czymś pięknym, dla jednej jak i drugiej drużyny, tu już nie będzie kalkulacji, tylko czas na prawdziwy futbol.Po 15 latach Liverpool ma szansę odzyskać trofeum które zdobyło w Dortmundzie w 2001 roku, a Sevilla ma szansę zabrać ten Puchar na zawsze!.
Natomiast byli piłkarze i kibice Alaves , jedyne co mogą to oglądać ten finał w telewizji i myśleć trochę o tym czy ich drużyna po latach absencji wróci do Primera Division, są na dobrej drodze, po 38 meczach zajmują drugie miejsce i mają duże szanse na bezpośredni awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Czy Alaves będzie jeszcze kiedyś zdolne do powtórzenia takiego sukcesu jak w 2001 roku, tego nie wiemy, ale prawda jest taka że lubimy takie niespodzianki , choćby dlatego że mecze finałowe przynoszą tyle emocji, i kończą się takimi wynikami. Oby mecz w środę w Bazylei był tak samo emocjonujący co finał z roku 2001, wtedy za kolejne 15 lat będę wspominał Jurgena Klopp'a i spółkę, a może drużynę w której gra nasz reprezentant Grzegorz Krychowiak.
Teraz życzę wszystkim dobrej nocy i szykujmy się na środowe emocje. Dobranoc!
0 komentarze:
Prześlij komentarz