środa, 29 listopada 2017

Felix "Qualix" - trener dręczyciel i jego trenerska przygoda.

Felix "Qualix" - trener dręczyciel i jego trenerska przygoda.


Qual - to w języku niemieckim oznacza dręczyć. Taki też przydomek przypisany do swojego imienia ma jeden z najbardziej wymagających ale i sukcesywnych trenerów w historii niemieckiej piłki - Felix "Qualix" Magath. Trener, który z jednej strony swoimi technikami szkoleniowymi potrafił dosłownie "zajechać" najlepsze gwiazdy Bundesligi, a z drugiej strony wielu zawodników zawdzięcza mu dotarcie na szczyt swoich możliwości. Aktualnie Magath pełni funkcję trenera w chińskim Shandong Luneng Taishan.
 


Felix Magath swoją przygodę jako trener rozpoczął w 1986 roku, tuż po zakończeniu kariery w HSV Hamburg. Właśnie w tym klubie rozpoczął się jego najlepszy etap w karierze jako zawodnika. W barwach Hanseaten Magath rozegrał 358 spotkania i zdobył 58 bramek we wszystkich rozgrywkach. To za jego czasów HSV odnosiło najwięcej sukcesów, takich jak: 3 mistrzostwa Niemiec, Puchar Zdobywców Pucharów oraz Puchar Mistrzów. Warto dodać, że w finałowych spotkaniach w/w europejskich rozgrywek zdobywał bramki na wagę zwycięstwa.
Wracając, jednak do kariery trenerskiej, którą najpierw rozpoczął w drugim zespole HSV, później stał się ich pierwszym trenerem i zastąpił Beno Möhlmana. Po dwóch latach odszedł i objął 1.FC Nürnberg, który wtedy występował w 2. Bundeslidze i od razu wywalczył awans. W kolejnych sezonach zakontraktowany został m.in. przez Werder Brema, Eintracht Frankfurt oraz VfB Stuttgart. W tym ostatnim zespole udało mu się zostać na dłużej i stworzyć bardzo groźną drużynę, która przez kilka sezonów stanowiła o sile Bundesligi. W 2003 roku po zajęciu drugiego miejsca w Bundeslidze, trener Magath został wybrany trenerem roku w niemieckiej piłce nożnej. Jego sukcesy z zespołem Stuttgartu nie przeszły obojętnie obok włodarzy Bayernu Monachium, który postanowił zakontraktować Felixa w roli trenera. Pierwsze dwa sezony w Bayernie były bardzo udane. Magath przyczynił się do zdobycia mistrzowskich pater numer 19 i 20, a także dwóch pucharów Niemiec. Jedyne na co narzekali włodarze Bayernu za kadencji Magatha to brak sukcesów w europejskich pucharach, dlatego też trzeci sezon pod wodzą "Qualixa" był ostatnim w roli szkoleniowca Bayernu. Po zajęciu rozczarowującego 4 miejsca w Bundeslidze i kolejnych niepowodzeniach w europejskich pucharach, Magath zdecydował się przejąć Vfl Wolfsburg, który mimo coraz większego potencjału nie spełniał oczekiwań. Pod wodzą Felixa popularne Wilki najpierw zajęły 5 miejsce, a w kolejnym sezonie zdobyli Mistrzostwo Niemiec kosztem właśnie Bayernu. Można powiedzieć, że Felix Magath mocno zagrał na nosie włodarzom Bayernu pokazując, że za wcześnie został skreślony przez "Die Roten".

Tak przez lata zmieniał się Felix Magath.

Niespodziewanie po zdobyciu pierwszego mistrzostwa Niemiec z Wolfsburgiem Felix Magath skusił się na ofertę Schalke 04 Gelsenkirchen, które także marzyło o odzyskaniu tytułu najlepszej drużyny w Niemczech. Niestety nic dwa razy się nie zdarza "Die Königsblauen" w pierwszym sezonie pod wodzą "Qualixa" zajęli 2 miejsce ustępując tylko Bayernowi, a w kolejnym zajęli zaledwie 10 miejsce, co spowodowało odejście Magatha z Veltins Arena. Felix "Qualix" jeszcze raz postanowił wrócić do Wolfsburga, ale szybko okazało się, że nie ma już takiego wpływu na zawodników, po rozczarowujących trzech sezonach pożegnano się z Felixem Magathem, a on sam postanowił obrać nieco inny kierunek.

Z Schalke i Fulham Magath nie miał co świętować.

Najpierw wybrał się do Anglii, gdzie objął rolę menadżera Fulham Londyn. "The Cottagers" w 2014 roku znajdowali się w dużym kryzysie, który mimo przybycia Magatha zakończył się spadkiem to rozgrywek Championship. Tak szybko jak zaczęła się przygoda w Anglii tak samo szybko się ona skończyła - tylko 20 spotkań w roli menadżera zaliczył Magath, którego niemal w każdym spotkaniu żegnano gwizdami. Po zwolnieniu z Fulham, Felix Magath postanowił zrobić sobie przerwę od piłki nożnej, twierdząc, że musi się zastanowić nad dalszą karierą trenerską. Po dwóch latach rozbratu z z futbolem Magath obrał sobie kierunek, który w przyszłości miał przebić popularność najlepszych rozgrywek krajowych w Europie. Wybór padł na Chiny, a dokładniej na Shandong Luneng Taidan. Rozgrywki Chinese Super League niedawno się zakończyły, a SD Luneng pod wodzą Magatha zajął 6 miejsce. Można powiedzieć, że jest to duży sportowy awans dla klubu w porównaniu z zeszłym sezonem, gdy ledwo utrzymali się w lidze. Ciekawe czy w przyszłych rozgrywkach Shandong powalczy o tytuł najlepszego zespołu w Chinach.
 
Tak przywitano Felixa Magatha w Chinach.
Sposób z jakim obchodził się Felix Magath ze swoimi piłkarzami może się podobać lub nie ale trzeba pamiętać, że jego metody treningowe były skuteczne i przede wszystkim przynosiły sukcesy. Nie zawsze długofalowe, jednak nie można zapomnieć także o tym, że tam gdzie zjawiał się Magath tam było widać efekt ciężkiej pracy. Brak trwałości wyników może wynikać z tego, że piłkarze oraz największe "gwiazdeczki" po prostu nie chciały ciężko trenować - myślą, że sukces przychodzi sam od siebie i bez jakiegokolwiek wysiłku, a wiadomo, że tak nie jest. Szkoda, że Felix Magath nigdy nie objął Reprezentacji Niemiec, ciekawe jakie byłyby efekty pracy w tak dobrze funkcjonującej już maszynie jaką jest "Die Mannschaft". Może wybór Chinese Super League był celowy, ponieważ azjatycka kultura słynie z ciężkiej pracy w dążeniu do celu.
 
Sukcesy Felixa Magatha
Jako piłkarz:
3x Mistrzostwo Niemiec w barwach  HSV (1979,1982,1983)
1x Puchar Zdobywców Pucharów z HSV (1977)
1x Puchar Mistrzów z HSV (1983)
1x Mistrz Europy z Reprezentacją Niemiec (1980)
2x drugie miejsce na Mistrzostwach Świata (1982,1986)
Jako trener:
3x Mistrz Niemiec (2x Bayern, 1x Wolfsburg)
2x Puchar Niemiec (2x Bayern)
1x Puchar Ligi (Bayern)
3x trener roku (2003, 2005,2009)


Źródło: www.Transfermarkt.de
continue reading Felix "Qualix" - trener dręczyciel i jego trenerska przygoda.

piątek, 24 listopada 2017

Spełnieni kontra niespełnieni część V - FC Liverpool

Spełnieni kontra niespełnieni część V - FC Liverpool

Pierwszy cykl "Spełnieni kontra niespełnieni" poświęcony zespołom z Anglii, wyspy gdzie powstała taka dyscyplina sportowa jak futbol zakończymy na podsumowaniu zespołu, który w latach 70-tych oraz 80-tych był jednym z najlepszych na Świecie. Najpierw pod wodzą Billa Shankly'ego, a później Boba Paisley'a - FC Liverpool sięgał po najważniejsze trofea w Anglii oraz Europie. Niestety dominacja Manchesteru United zrzuciła klub z Anfield na drugą lokatę jeżeli chodzi o triumfy w rozgrywkach Premier League, a Liverpool swoje ostatnie mistrzostwo świętował w 1990 roku. Mimo braku sukcesu w rodzimej lidze fani "The Reds" cieszyli się z sukcesów w Pucharze Anglii, Pucharze Ligi, a także w europejskich pucharach. Zapraszam.
 
Legendy Liverpool'u na jednym zdjęciu.

Ostatnim wielkim sukcesem jest triumf w rozgrywkach Ligi Mistrzów w sezonie 2005, gdy po fascynującym finale z AC Milan, zespół Rafy Beniteza zdołał odrobić trzy-bramkową stratę i w serii rzutów karnych pokonać "Rossonerich". Właśnie w tamtym meczu swoją wartość pokazali piłkarze, którzy do teraz zaliczani są do sław i legend klubowych. Na pierwszym miejscu z pewnością jest wielki "Steve G", o którym kibice z Anfield nigdy nie zapomną. Mimo iż zakończył już swoją karierę to jest jednym z ostatnich, który w obecnych czasach zaliczany jest do legend "The Reds". Fakt, nie można zapomnieć o takich zawodnikach, którzy pod wodzą Shankly'ego oraz Paisley'a stali się ikonami: Grobbelaar, Clemence, Lawrenson, Dalglish, Rush, Barnes, Keegan, Callaghan, Hansen, Souness, Neal, Beardsley, Mölby, McDermott, Ray Kennedy, Allan Kennedy czy Hunt. Pamiętać należy także o zawodnikach, którzy w nowożytnej historii klubu z Anfield zapisali się złotymi zgłoskami jak: Jamie Carragher, Sami Hyypia, Stephan Henchoz, Jerzy Dudek, Dietmar Hamann, Steve McManaman, Robbie Fowler, Xabi Alonso, Michael Owen, Fernando Torres, Luis Suarez oraz Steven "Stevie G" Gerrard.


Do trzech najbardziej niespełnionych piłkarzy na pozycji bramkarza w zespole z Merseyside z pewnością można zaliczyć Scotta Carson'a, Chrisa Kirkland'a oraz Petera Gulacsi'ego. Największą pomyłką bramkarską z tych nazwisk okazał się Chris Kirkland, który sprowadzony został w 2001 roku z Coventry City za ponad 8 mln €. Kirkland w klubie z Anfield miał stać się golkiperem legendą. Po 4 latach spędzonych w Liverpoolu, Kirkland'a zaczęto wypożyczać do innych  zespołów, a ostatecznie sprzedano go do Wigan. Zaliczył zaledwie 45 występów. Scott Carson na Anfield trafił w 2005 roku z Leeds United za niespełna 1,5 mln €. Przez trzy lata gry zaliczył zaledwie 10 występów w barwach "The Reds" i w 2008 sprzedano go do West Bromwich. Gulacsi do Anglii przyleciał z węgierskiego MTK Budapeszt w 2008 roku. Przygoda na Anfield okazała się dla niego prawdziwą drogą przez mękę. Włodarze cały czas wypożyczali go do zespołów z niższych klas, a ostatecznie sprzedali go do RB Lipsk w 2013 roku, tam Węgier pokazał swoje umiejętności i teraz jest jednym z najlepszych bramkarzy w Bundeslidze. W barwach Liverpoolu dla odmiany nie zaliczył ani jednego występu.

 
Carson oraz Gulacsi kariery w Liverpool'u nie zrobili.

Na przeprowadzkę w 2008 roku z Udinese do Liverpoolu zdecydował się Andrea Dossena, który do zespołu Rafy Beniteza przeszedł za 9 mln €. Niestety wystarczył jeden sezon by potwierdzić, że Włoch nie nadaje się do ligi angielskiej. 31 spotkań we wszystkich rozgrywkach zaliczył Dossena w barwach Liverpoolu, a później odszedł do Napoli. w 2010 roku na Anfield zawitał doświadczony w ligowych bojach Paul Konchesky, który miał stanowić o sile bocznych sektorów boiska, rzeczywistość okazała się inna. Konchesky zaliczył tylko 18 występów, a po sezonie sprzedano go do Leicester. W 2002 roku głośnym transferem popisał się piłkarz, który już wtedy szokował wyglądem. Abel Xavier - bo o nim tutaj mowa przeniósł się z Evertonu do Liverpoolu czym wzbudził sporo kontrowersji. Portugalski obrońca na Anfield wytrzymał 2 sezony, w których zaliczył 20 spotkań. Fabio Aurelio w 2006 roku przeszedł z Valencii do Liverpoolu. Brazylijczyk zaliczył ponad 134 występy w barwach "The Reds", lecz rzadko kiedy przekonywał kibiców swoimi występami. Kolejnym nieudanym transferem był Philipp Degen, szwajcarski defensor trafił do Liverpoolu z Dortmundu w 2008 roku, lecz na Anfield częściej przesiadywał u klubowego lekarza niż grał, zaliczył aż 13 spotkań i po 3 sezonach odszedł, karierę zakończył w FC Basel. Rok wcześniej na Anfield sprowadzono perspektywicznego Emiliano Insuę z Boca Juniors, boczny obrońca początkowo prezentował się solidnie ale ostatecznie kariery w Liverpoolu nie zrobił, zaliczył 62 spotkania, a w 2011 sprzedano go do Sportingu Lizbona. Włodarze z czerwonej części Merseyside nie mieli także szczęścia w sprowadzaniu środkowych obrońców, o to kilka przykładów. Znany pewnie wszystkim kameruński defensor Rigobert Song w 1999 przeniósł się na Anfield z Salernitany. Przez 2 sezony zagrał w 35 spotkaniach i szybko zdecydował się na odejście do West Ham United. Garbiel Paletta to kolejny Argentyńczyk, który podobnie jak Insua miał stać się filarem obrony "The Reds", a po zaledwie 8 występach pożegnał się z Premiership i przeniósł do Serie A. W 2011 roku z Nacionalu Montevideo do Liverpoolu przeniósł się Sebastian Coates perspektywiczny defensor miał w przyszłości zastąpić Jamiego Carraghera. Okazało się, że Coates nie potrafił zaaklimatyzować się na Anfield i po 4 latach odszedł do Sunderlandu. W Liverpoolu zaliczył rozczarowujące 24 spotkania. Brak perspektywy do gry w PSG zmusił Mamadou Sakho do zmian barw klubowych. Francuz wybrał grę dla Liverpoolu, początkowo był defensorem nie do przejścia i spisywał się znakomicie, lecz pod wodzą Jürgena Kloppa, Sakho przestał zachwycać i w 2017 roku skłócony ze sztabem trenerskim odszedł do Crystal Palace. 80 występów i 3 bramki to dorobek Francuza w barwach "The Reds". W tym samym okienku w którym sprowadzono Sakho na Anfield Road zawitał młody Portugalczyk Thiago Ilori, transfer tego obrońcy kosztował 7,5 mln € i szybko miał się spłacić. Stało się inaczej. Przez cztery sezony Ilori więcej podróżował po innych klubach w ramach wypożyczenia, a ostatecznie został sprzedany w 2017 do Reading za 4,3 mln €. Tylko 3 razy wystąpił w barwach pierwszego zespołu Liverpoolu.

 
Degen, Konchesky, Ilori, Song, oni nie zabłysnęli na Anfield.

Teraz przejdziemy do formacji, która u 18 krotnego Mistrza Anglii należy do najważniejszych, środkowi pomocnicy zawsze musieli mierzyć się z wielkim wyzwaniem oraz dorównywać takiemu zawodnikowi jakim był Steven Gerrard. Christian Ziege w 2000 roku zamienił Middlesbrough na Liverpool, lecz po jednym sezonie i 27 spotkaniach odszedł do Tottenhamu. Salif Diao był jedną z wyróżniających się postaci na MŚ w 2002 roku w kadrze Senegalu. Dobre występy zaprocentowały transferem do Anglii. CS Sedan na transferze Senegalczyka zarobiło 7,5 mln €. Diao przez 4 sezony gry na Anfield nie grał już tak jak w Korei i Japonii, dlatego w 2006 odszedł do Stoke City. W 2005 roku Mohamed Sissoko został sprzedany za 12 mln € z Valencii. Przez 3 sezony zaliczył 86 spotkań ale nie przekonywał swoimi występami. W 2008 włodarze "The Reds" skorzystali z oferty Juventusu i zarobili 11 mln €. Rok później za 20 mln € z AS Roma sprowadzono Alberto Aquilaniego, który według wielu mógł zostać idealnym boiskowym partnerem dla Gerrarda. Wychowanek "Giallorossich" doznał kontuzji, która wykluczyła go na 214 dni, przez co w barwach Liverpoolu rozegrał tylko 28 spotkań. Później wypożyczano go do Juve i Milanu, a w 2012 odszedł za 2 mln € do  Fiorentiny. Po nieudanym transferze Aquilaniego w 2010 roku na Anfield trafił duński pomocnik Christian Poulsen. Szybko okazało się, że były piłkarz Schalke nie prezentuje tak wysokiego poziomu jak niegdyś. 21 meczy i transfer do Evian to konsekwencja słabych występów. Poulsen odszedł, a przyszedł Raul Meireles, który zaliczał fantastyczne występy w FC Porto. W kolejnym sezonie w kadrze zabrakło Portugalczyka ponieważ skorzystał z oferty Chelsea czym zraził do siebie kibiców "The Reds". Na Anfield rozegrał 44 spotkania zdobył 5 bramek i miał 6 asyst. Szkoda, że tak szybko odszedł bo pewnie zostałby legendą Liverpoolu. Obok Meirelesa do "The Reds" trafił także Stuart Downing oraz Charlie Adam, wszyscy ci zawodnicy byli w tym czasie reprezentantami swoich krajów. Downing na Anfield wytrzymał najdłużej. 3 sezony, 91 spotkań, 7 bramek i 11 asyst, statystyki byłyby pewnie lepsze ale Downing został sprzedany do West Ham United ponieważ włodarze oczekiwali od niego więcej. Charlie Adam zaliczył fenomenalny sezon w Blackpool czym otwarł sobie drzwi do "Bramy Shankly'ego" na Anfield. Niestety Adam nie spełnił oczekiwań, 37 spotkań, 2 bramki i 10 asyst to dorobek Szkota w barwach "The Reds" do tego trzeba zaliczyć kontuzję, która wykluczyła go na 87 dni. Ostatecznie Adam odszedł do Stoke w 2012 roku. Jonjo Shelvey w 2010 roku przeszedł z Charlton Athletic na Anfield i przez 3 lata próbował przebić się do pierwszej jedenastki. Przez ten okres zaliczył 69 spotkań, strzelił 7 bramek i miał 4 asysty, lecz brak regularnych występów w pierwszej jedenastce spowodował, że Shelvey odszedł do Swansea w 2013 roku.
 
Kolejne nazwiska, które nie stały się ikonami "The Reds".

Przejdziemy teraz do pozycji bocznych ofensywnych pomocników, którzy nie sprawdzili się w Liverpoolu. Pierwszym wielkim nazwiskiem, które nie podołało jest - Harry Kewell. Australijczyk przeniósł się na Anfield w 2003 roku z pogrążonego w długach Leeds United za 10 mln €. Przez 5 lat gry Kewell rozegrał co prawda 146 spotkań, jednak zdobył tylko 16 goli, a od zawodnika o takich umiejętnościach wymagano o wiele więcej w Liverpoolu. W 2008 roku odszedł do Galatasaray. Kolejnym utalentowanym zawodnikiem, który przybył do zespołu "The Reds" był Jermaine Pennant, który w 2006 roku przeszedł z Birmingham City za niespełna 10 mln €. W 3 lata uzbierał 80 występów 3 bramki i 18 asyst, to trochę za mało jak na Liverpool. Odszedł do Realu Saragossa, a w późniejszym czasie grał nawet w Indiach. Po bardzo obiecujących występach w barwach Ajaxu Amsterdam młody wówczas Ryan Babel zdecydował się na transfer do Liverpoolu za 17,2 mln €. Kibice spodziewali się, że talent na miarę Overmarsa czy Bergkampa będzie zachwycał swoimi występami całą Anglię. Babel w barwach Liverpoolu zaliczył 146 meczy, strzelił 22 bramki oraz 18 asyst. Nie były to osiągnięcia na miarę gwiazdy. W 2011 roku odszedł do Hoffenheim, a aktualnie znakomicie spisuje się w Besiktasie. Alberto Riera w 2008 roku zachwycał w Primera Division w barwach Espanyolu. Tak też narodziła się opcja wykupienia go z Barcelony i sprowadzenia na Anfield. Podobnie jak w poprzednich przypadkach Riera nie sprostał zadaniom (56 meczy, 5 bramek, 6 asyst) i po dwóch sezonach  opuścił "The Reds", a jego nowym celem okazała się Grecja. Milan Jovanovic po znakomitych występach w Standardzie Liege przeniósł się w 2010 roku do Anglii. Przygoda z Premiership nie trwała jednak długo, zaledwie 18 występów w sezonie 2010/11 zaliczył Serb i wrócił do Belgii, tyle tylko, że do Anderlechtu. Włodarze Liverpoolu kilkukrotnie sprowadzali zawodników z najlepszych szkółek piłkarskich w Europie. Dani Pacheco oraz Luis Alberto skusili się na ofertę "The Reds". Pierwszy z nich trafił do Anglii w 2007 roku z Barcelony B, często jednak wypożyczany do innych klubów zaliczył tylko 17 występów i ostatecznie w 2013 roku opuścił Anfield na rzecz 2.ligowego hiszpańskiego Alcorcon. Natomiast Alberto trafił z drugiego zespołu Sevilli w 2013 roku za 8 mln €, również kilkukrotnie wypożyczano go do innych klubów, by ostatecznie sprzedać go w 2016 roku do Lazio. W pierwszym zespole Liverpoolu zagrał 12 razy. Suso w 2010 roku przeniósł się z Cadiz do Liverpoolu i od początku żałował tego transferu, częściej siedział na trybunach niż grał lub po prostu nie korzystano z jego usług. Po kilku wypożyczeniach zdecydował się na opuszczenie miasta Beatlesów. Obecnie gra w Milanie i jest  jedną z najjaśniejszych postaci klubu z San Siro. W sezonie 2012/13 sprowadzono kolejnych skrzydłowych, Marokańczyka Assaidiego oraz Włocha Borniniego. Assaidi przeszedł z Heerenveen, natomiast Borini trafił do Liverpoolu z AS Romy. Pierwszy z nich na Anfield wytrzymał zaledwie sezon, po 12 spotkaniach odszedł na wypożyczenie, a dopiero w 2015 postanowiono go sprzedać. Borini wytrzymał trochę dłużej ale nie oznacza to, że zachwycał fanów z trybuny "The Kop". 38 spotkań, 3 bramki tyle uzbierał przez 3 sezony. Sprzedano go do Sunderlandu, w którym również nie zachwycał, obecnie gra w Milanie. W 2006 roku ze szkółki Saint Etienne sprowadzono Nabila El Zhara, lecz Marokańczyk kariery na Anfield nie zrobił. W 2011 odszedł do Levante. Serb Lazar Markovic w 2014 roku za 25 mln € przeniósł się z Benfiki do Liverpoolu. Miał zastąpić takie nazwiska jak Kuyt czy Benayoun, lecz szybko okazało się, że nie pasuje do "The Reds", krewki charakter nie pozwala mu w pełni prezentować swojego piłkarskiego talentu, mimo iż Liverpool definitywnie nie pozbył się Markovica, to wątpliwe jest czy jeszcze zrobi karierę na Anfield. Dotychczas rozegrał 34 spotkania w barwach Liverpoolu. Warto jeszcze wspomnieć, że w 2010 na ciekawy ruch zdecydował się Joe Cole, z Chelsea przeszedł do Liverpoolu. Niestety jak to często bywa przy takich transferach - są one niezwykle ryzykowne - tak właśnie było z Cole'm, który spędził 3 sezony na Anfield i zagrał tylko 42 razy, strzelając 5 bramek i notując 3 asysty. 
 
Balotelli, Morientes, Baros i kilku innych, nie tak wyobrażało sobie przygodę w mieście Beatlesów.

Ostatnią pozycją, która niewątpliwie trzeba omówić to napastnicy. W buty tak znakomitych nazwisk jak: Rush, Dalglish, Keegan, Owen, Torres czy Suarez próbowało wejść wielu, lecz nie każdemu pisane są triumfy i strzeleckie rekordy. Sean Dundee w 1998 roku po trzech latach gry dla Karlsruhe SC zdecydował się na transfer do o wiele większego klubu. Padło na Liverpool, lecz szybko okazało się, że był to za duży krok. Dundde w barwach "The Reds" rozegrał 4 spotkania i szybko wrócił do Stuttgartu. 2002 rok to okres, w którym Liverpool sprowadzał wielu młodych zawodników, z których mieli powstać prawdziwi snajperzy. Anthony Le Tallec był jednym z najbardziej obiecujących piłkarzy Le Havre, dlatego też wykupiono go za 2,5 mln €, francuski napastnik długo walczył o miejsce w składzie Liverpoolu ale ostatecznie nie stał się napastnikiem na długie lata. W 2008 roku po 30 spotkaniach i strzeleniu 1 gola dla "The Reds" odszedł do LeMans. Podobny przypadek spotkał rok później Florenta Siname-Pongolle, przyszedł jako perspektywa na przyszłość ale szybko z niego zrezygnowano i w 2007 odszedł do Huelvy, na Anfield rozegrał 60 spotkań i strzelił 9 bramek. Podobnie jak wspomniany Salif Diao dobre występy na MŚ w 2002 roku zaliczył El-Hadji Diouf, który przeniósł się z RC Lens za 15 mln €. Diouf od początku miał pod górkę i spisywał się fatalnie, 77 występów i 5 bramek to dorobek przez 3 sezony gry dla Liverpoolu. Jeszcze jedno obiecujące nazwisko zostało sprowadzone w 2002 roku - Milan Baros stawał się w tamtym okresie gwiazdą reprezentacji Czech. Na Anfield widziano w nim potencjał na niesamowitego napastnika ale ostatecznie Baros zawiódł: 105 meczy, 25 bramek w 3 sezony to za mało. Odszedł Diouf odszedł Baros, a na ich miejsce sprowadzano kolejnych zawodników. W 2004 na Anfield trafił Djibril Cisse, francuski snajper opuścił Auxerre, w którym dwa razy zdobywał koronę króla strzelców. Kibice z trybuny "The Kop" wierzyli, że Djibril dla Liverpoolu stanie się tak wielkim snajperem jakim dla Arsenalu był wówczas Thierry Henry, lecz Cisse stracił dwa sezony na poważnych kontuzjach złamania kości piszczelowej. Pauzował 368 dni, przez co w barwach "The Reds" rozegrał tylko 79 spotkań i zdobył 24 bramki. W 2006 najpierw wypożyczono go do Marsylii, a ostatecznie tam sprzedano. Fernando Morientesa zapewne nie trzeba nikomu przedstawiać, znakomity hiszpański napastnik po opuszczeniu Realu Madryt stał się łakomym kąskiem dla wielu wielkich piłkarskich firm. Anglia nie stała się jego drugim domem, w 60 występach zdobył dla Liverpoolu 12 bramek i po 2 sezonach wrócił do LaLigi, a konkretniej do Valencii. Ukraiński napastnik Andriy Voronin trafił do Liverpoolu z Bayeru Leverkusen. Dobre występy w Bundeslidze pozwoliły Voroninowi wejść na wyższy poziom, który miał potwierdzić na Anfield. Przez 3 sezony Voronin uzbierał 40 spotkań i zdobył 6 bramek i niestety nie stał się tak wartościowym napastnikiem jakim był Shevchenko dla Milanu. David N'Gog trafił do Anglii jako perspektywiczny zawodnik z PSG. Liverpool zapewnił sobie jego usługi w 2008 roku, od tego momentu N'Gog wystąpił w 94 spotkaniach, zdobył 19 bramek i... nie zwojował Premiership. Z Liverpoolu odszedł latem 2011 roku.
Jeden z najdroższych transferów w historii Liverpoolu oraz rozgrywek Premiership miał miejsce w sezonie 2010/11, wtedy właśnie z Newcastle United za 41 mln € przeszedł Andy Carroll, 21 letni wtedy napastnik dobrze spisywał się w barwach "Srok", a włodarze "The Reds" od samego początku zagięli na niego parol. Od momentu pojawienia się na Anfield, Carroll stracił instynkt snajperski do tego trapiły go kontuzje, a kibice z czerwonej części Merseyside zamiast radować się z jego bramek musieli oglądać nieporadność w ataku. Carroll odszedł w 2013 roku do West Ham United za niespełna 18 mln €, 58 spotkań, 11 bramek to dorobek w barwach "The Reds". Znakomite występy w barwach Celty Vigo skusiły Liverpool do zatrudnienia Iago Aspasa. Myślano pewnie, że może będzie to talent na miarę Luisa Garcii, a nawet Torresa. Nic z tych rzeczy, niestety. Aspas rozegrał zaledwie 15 meczów, strzelił 1 bramkę i w 2015 roku odszedł do Sevilli, obecnie znów gra w Celcie Vigo... wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Gdy Luis Suarez odszedł do Barcelony w 2014 roku wiadomo było, że o zastąpienie takiej gwiazdy będzie bardzo trudno. Brendan Rodgers, który w tamtym okresie był trenerem "The Reds" zdecydował się na sprowadzenie jednego z najbardziej krnąbrnych i niezdyscyplinowanych napastników na całej kuli ziemskiej - Mario Balotelli przeniósł się z Milanu za 20 mln €. Rodgers po cichu myślał, że uda mu się okiełznać problemy "Super Mario" i zrobić z niego gwiazdę na miarę Suareza. Szybko się okazało, że to nie nastąpi. Balotelli szybko zraził do siebie wszystkich i został wypożyczony, a w 2016 postanowiono sprzedać go do Nicei. W barwach  Liverpoolu zagrał 28 spotkań i zdobył 4 bramki. Lekiem dla kibiców z Anfield na Balotell'ego miał być transfer Christiana Benteke. Belgijski napastnik coraz lepiej radził sobie w Premiership i kwestią czasu był transfer do lepszego klubu. Włodarze z Merseyside, wykupili Benteke za 46,5 mln € z Aston Villi. Po raz kolejny nie były to dobrze wydane pieniądze, Belg zagrał 42 mecze zdobył 10 bramek i w 2016 odszedł do Crystal Palace za 31,2 mln €. Na jeszcze dziwniejszy ruch zdecydowano się w 2014 roku gdy z Southampton sprowadzono wiekowego Ricky'ego Lambert'a, który w barwach "Świętych" imponował skutecznością. Na Anfield zaliczył 36 spotkań, zdobył 3 gole i odszedł do West Bromwich. Ostatnim niespełnionym napastnikiem jest Danny Ings, który w 2015 po dobrych sezonach w Burnley postanowił przejść do Liverpoolu za 8,3 mln €. Ings na samym początku swojej przygody doznał poważnej kontuzji zerwania więzadeł w kolanie i musiał pauzować przez 210 dni opuszczając 50 spotkań. Rekonwalescencja była bardzo żmudna. Zaledwie 5 miesięcy po wyleczeni Ings po raz kolejny trafił do gabinetów lekarskich - musiał poddać się operacji kolana, które wcześniej leczył - przez co znów stracił ponad 200 dni na leczeniu. Stara się wrócić do swojej dawnej dyspozycji ale czy to jeszcze będzie możliwe? 
 
Tak prezentuje się 11 niespełnionych  w barwach  Liverpool FC.

Na Anfield Road od pamiętnego finału Ligi Mistrzów z utęsknieniem czeka się na wielki sukces. Ostatnio najbliżej triumfu byli w 2016 roku gdy w finale Ligi Europy spotkali się z Sevillą. Gablota w klubowym muzeum świeci ostatnio pustkami, a nie zanosi się na to by Jürgen Klopp znał rozwiązanie na tą pucharową niemoc. Gdyby fani z trybuny "The Kop" mogli to najchętniej wymyślili by wehikuł czasu i przenieśli się do najlepszych czasów "The Reds", gdy sukcesy w lidze i europejskich pucharach były codziennością. Teraz częściej muszą oglądać niezrozumiałe transfery oraz śledzić rozgrywki, w których Liverpool i tak nie wygrywa, a co gorsza ogląda sukcesy odwiecznego rywala Manchesteru United. Oby kiedyś to się zmieniło i znów będziemy wiwatować ich triumfy jak za dawnych czasów.   



Źródło: www. Transfermarkt.de
             www. liverpoolfc.com

   
continue reading Spełnieni kontra niespełnieni część V - FC Liverpool

wtorek, 14 listopada 2017

Addio Buffon



Addio Buffon



Dwumecz pomiędzy Włochami oraz Szwecją doprowadził Tifosi do rozpaczy, z jednej strony musieli przeżyć porażkę w postaci niezakwalifikowania się do przyszłorocznego Mundialu w Rosji, z drugiej zaś pożegnali jednego z najlepszych, jak nie najlepszego bramkarza - Gianluigi "Gigi" Buffon po spotkaniu ze Szwecją ogłosił, że kończy karierę reprezentacyjną. Dla uczczenia tego wielkiego golkipera spróbujmy przypomnieć sobie jego najważniejsze momenty w Squadra Azzura.


Pierwsze spotkanie w kadrze Buffon rozegrał w 1997 roku, było to spotkanie barażowe z reprezentacją Rosji. Młody Gianluigi w tym spotkaniu musiał zastąpić kontuzjowanego w 32 minucie Gianlucę Pagliucę. Mecz zakończył się wynikiem 1:1, co później dało awans reprezentacji Italii. Buffon w bramce Włoch na stałe zadomowił się jednak dopiero po Mistrzostwach Świata w 1998 roku. Wtedy jeszcze jako jeden z najzdolniejszych bramkarzy reprezentował barwy Parmy. W eliminacjach do Euro 2000 rozegrał wszystkie spotkania i był murowanym faworytem do gry miedzy słupkami, jednak turniej w Holandii i Belgii oglądał w telewizji z powodu złamania ręki w towarzyskim spotkaniu tuż przed finałami. Na pierwszą wielką imprezę "Gigi" poleciał dopiero w 2002 roku, już jako bramkarz Juventusu, który wykupił go z Parmy za rekordowe 52, 8 mln €. Italia na mundialu w Korei i Japonii spisywała się dobrze, lecz na ich drodze stanął jeden z gospodarzy - Korea Południowa - po jednym z najbardziej kuriozalnych i kontrowersyjnych spotkań Włosi wrócili do domu bez sukcesu.

Na kolejnych Mistrzostwach Europy w 2004 roku Buffon mógł wreszcie zadebiutować, lecz nie tak wyobrażano sobie jego występy na tym turnieju. Italia już po fazie grupowej pożegnała się z turniejem w Portugalii. Lata 2003-2004 były dla Gianluigiego najgorszymi w karierze. Po latach przyznał dopiero, że w tym okresie zmagał się z depresją, która nie pozwalała mu na pokazywanie swoich umiejętności w 100%. Po pierwszym meczu z Danią "Gigi" był pewny, że depresja minęła, mimo iż Włosi nie wygrali tego spotkania.

 
"Gigi" całujący Puchar Świata z 2006 roku.

"Po meczu zemdlałem. Adrenalina nagle opadła, zostawiając mnie, wykończonego sportowca, bramkarza świeżo upieczonych mistrzów świata, ze świadomością, że te piękne czterdzieści dni dobiegło końca, choć wszyscy woleliśmy, by ów czas nigdy nie minął." 

Tak w swojej książce opisał wydarzenia z finału Mistrzostw Świata w 2006 roku Gianluigi Buffon. Squadra Azzura pokonała wtedy w rzutach karnych Francję po bardzo ciężkim meczu. Golkiper Juventusu w tym turnieju spisywał się znakomicie, wpuszczając tylko 2 bramki w całym turnieju, a do tego był bardzo blisko zdobycia Złotej Piłki - przegrał tylko z Fabio Cannavaro. Kolejne Mistrzostwa Europy zakończyły się dla Italii odpadnięciem w 1/4 finału z późniejszym triumfatorem - Hiszpanią - po rzutach karnych. Pierwsze mistrzostwa na Czarnym Lądzie okazały się być bardzo pechowymi dla Azzuri, którzy odpadli w fazie grupowej podobnie było w 2014 roku, gdy w Brazylii, Buffon i spółka pakowali walizki tuż po fazie grupowej. Mimo rozczarowujących wyników na ważnych turniejach, żaden z selekcjonerów nie zwątpił w umiejętności Buffona, który stał się prawdziwą ostoją tej reprezentacji.

Sukcesem miały zakończyć się Mistrzostwa Europy rozgrywane w Polsce i na Ukrainie, na których Italia spisywała się znakomicie, eliminując Anglię oraz Niemców, lecz ulegając w finale Hiszpanii, aż 4:0. Buffon na tym turnieju był najjaśniejszą postacią reprezentacji Italii i tuż po meczu finałowym pocieszany był niemal przez całą drużynę "La Roja". Na EURO 2016 we Francji "Gigi" znów musiał mierzyć się z reprezentacją Niemiec, która tym razem wyeliminowała Włochów w ćwierćfinale po rzutach karnych.

 
Nie tak wyobrażał sobie koniec swojej przygody z reprezentacją Gianluigi Buffon.

Ostatnią przygodą Gianluigiego miał być Mundial w Rosji, który byłby zwieńczeniem jego wspaniałej kariery reprezentacyjnej. Przecież to właśnie tam rozpoczęła się jego przygoda z Azzuri. Z drugiej strony stałby się jedynym piłkarzem, który wystąpiłby w aż 6 Mundialach!! Warto jeszcze dodać, że golkiper Juventusu jest rekordzistą jeżeli chodzi o występy w reprezentacji - ma ich 175. 

Łzy, które zostały wylane tuż po barażowym spotkaniu ze Szwecją bolą pewnie każdego kibica, przecież Buffon jest postacią, której po prostu nie da się nie lubić. Ma charyzmę, serce do gry, stroni od afer, jest skromny, zawsze walczy do końca i jest idealnym przykładem profesjonalizmu dla innych. Dlatego wielka szkoda, że nie zobaczymy go już w barwach Italii.


Na koniec pozostaje powiedzieć - "Addio Buffon".  

Źródło: www.Transfermarkt.de 
continue reading Addio Buffon

wtorek, 7 listopada 2017

Spełnieni kontra niespełnieni, część IV - Manchester City.

Spełnieni kontra niespełnieni, część IV - Manchester City.




W poprzednim odcinku spełnieni kontra niespełnieni prezentowaliśmy sylwetki zawodników Manchesteru United. Dzisiaj natomiast przedstawimy piłkarzy odwiecznego rywala "Czerwonych Diabłów" czyli popularnych  "The Citizens", którzy od 2008 roku po przejęciu przez szejka Mansoura bin Zayeda zaliczają się do czołówki Premier League jak i europejskiej piłki klubowej.
 
Manchester City świętuje mistrzostwo kraju z sezonu 2011-2012.

Zanim Manchester City trafił w ręce bogatych inwestorów z Azji był tylko zespołem z dolnej części tabeli Premiership, który o wojażach i tytułach po Europie mógł tylko pomarzyć. Mimo iż Obywateli zaliczano do przeciętniaków angielskiej piłki to i tak wielu kibiców z pewnością pamięta o legendach klubu, którzy zasłużyli się grą w barwach niebiesko - białych. Billy Meredith, Sam Cowan, Tommy Johnson, Eric Brook, Fred Tilson, Frank Swift, Peter Doherty, Roy Clarke, Ben Trautmann, Alan Oakes, Mike Sumerbee, Francis Lee, Joe Corrigan oraz Nial Quinn to zasłużeni piłkarze z czasów, gdy City sięgało po mistrzostwo w latach 1937 oraz 1968. Do grona sław zalicza się także takie nazwiska jak: Uwe Rösler, Danny Mills, Richard Dunne, Marc Vivien Foe, Claudio Reyna, Paulo Wanchope, Robbie Fowler oraz Shaun Goater. Po przejęciu przez szejka bin Zayeda drużyna z niebieskiej części Manchesteru zaczęła pisać nową historię z sukcesami w lidze oraz z nowymi ikonami klubu z Etihad Stadium.
Hart, Kolarov, Kompany, Zabaleta, Barry, David Silva, Yaya Toure, Fernandinho, Ireland, Carlos Tevez oraz Sergio Aguero należą do panteonu gwiazd w nowożytnej historii klubu. Wielkie inwestycje oraz chęć szybkiego zysku i sukcesu prowadzi często do marnotrawstwa i wielkich strat, nie inaczej było w przypadku Manchesteru City.
 
Andreas Isaksson oraz Kasper Schmeichel nie otrzymali prawdziwej szansy w The Citizens.

Andreas Isaksson w 2006 roku przeniósł się ze Stade Rennes do Manchesteru City za 3 mln €. 25 letni Szwedzki golkiper uważany był za jednego z najbardziej utalentowanych na swojej pozycji. W Anglii zaliczył tylko 20 występów i po dwóch sezonach odszedł do PSV. Syn słynnego duńskiego bramkarza Petera - Kasper Schmeichel wychował się w szkółce "The Citizens" i tam stawiał także pierwsze kroki w dorosłej piłce. Włodarze niestety bardzo szybko - tylko 10 spotkań dla City - zrezygnowały z usług Schmeichela wypożyczając go do kilku mniejszych klubów, ostatecznie sprzedano go do Notts County. Dzisiaj pewnie wszyscy żałują, że Duńczyk nie gra w City tylko w Leicester, z którym zdobył niespodziewane mistrzostwo kraju w 2016 roku oraz jest jednym z najlepszych bramkarzy w lidze. W 2012 roku z Poli Timisoary wykupiono za 3,3 mln € rumuńskiego wieżowca -  Costela Pantilimona, który miał stać się prawdziwym murem nie do przejścia w bramce City. Rumun przez dwa lata zaliczył 29 występów i szybko oddano go do Sunderlandu. Claudio Bravo w 2016 roku niespodziewanie opuścił Barcelonę - z którą zdobywał tytuły w Hiszpanii i Europie - na rzecz Manchesteru City, gdzie miał zdobywać jeszcze więcej tytułów. 18 mln €, które wydano na Chilijskiego golkipera do tej pory raczej się nie spłaciły. Bravo zaliczył 33 występy w barwach Obywateli i przegrał walkę o miejsce między słupkami z Caballero, a aktualnie z Edersonem.
Dedrick Boyata oraz Nedum Onuoha to wychowankowie klubu z niebieskiej strony Manchesteru. Obydwa nazwiska nigdy nie spełniły pokładanych w nich nadziei, Onuoha zaliczył 113 występów przez 8 lat gry, natomiast Boyata jedyne 35 spotkań przez 6 lat gry w City. Izraelczyk - Tal Ben Haim w 2008 roku przeszedł z Chelsea do City za 6,4 mln € i był jednym z obiecujących obrońców Izraelskiej piłki. Niestety w "The Citizens" zaliczył tylko 15 spotkań i w 2009 odszedł do Sunderlandu, a później do Portsmouth. Jerome Boateng to obrońca, którego kibicom nie trzeba przedstawiać, jednak zanim stał się filarem obrony reprezentacji Niemiec oraz Bayernu to zaliczył także epizod w Anglii. W 2010 roku HSV sprzedało go za 12,5 mln € do Manchesteru City, gdzie miał stworzyć duet obrońców z Vincentem Kompanym. Niestety przez kontuzję kolana zdołał rozegrać zaledwie  24 spotkania. City po zaledwie jednym sezonie pozbyło się Boatenga sprzedając go do Bayernu. Za niewielką kwotę w 2011 roku wykupiono perspektywicznego Karima Rekika z Feyenoordu, który najpierw był wypożyczany do kilku innych klubów w celu nabrania doświadczenia. Później miał występować w pierwszym składzie City, lecz po 4 latach sprzedano go do Marsylii za 5 mln €. W barwach  Manchesteru City zaliczył 3 spotkania. Przypadek Jasona Denayera jest jeszcze ciekawszy, ponieważ w pierwszej drużynie Obywateli nie zaliczył jeszcze żadnego występu, a wciąż jest ich zawodnikiem. Ostatnie sezony spędza na wypożyczeniu w Galatasaray ale wydaje się, że ma bardzo małe szanse na występy na Etihad Stadium.
 
 Boyata, Onuoha, Denayer nie wykorzystali swojej szansy w Manchesterze City.

Włodarze "The Citizens" stawiali także na piłkarzy z Serbii. Pierwszym takim przypadkiem był Stefan Savic, który w 2011 roku zamienił Partizan na Manchester City, 12 mln € wydane na obrońcę z Czarnogóry nie spłaciły się. Savic zaledwie po jednym sezonie i 21 występach przeniósł się do Włoch i szybko zapomniał o występach w barwach niebiesko - białych. Matija Nastasic do City trafił w 2012 roku właśnie z Półwyspu Apenińskiego, przez 3 sezony w barwach City rozegrał 51 spotkań i w 2015 odszedł do Schalke, tam pełni rolę podstawowego obrońcy. Eliaquim Mangala w 2014 roku przeniósł się za 30,5 mln € z FC Porto i miał stać się defensorem na lata, jednak po zaledwie 2 sezonach wypożyczono go do Valencii, teraz ponownie wrócił na Etihad Stadium. Do tej pory zaliczył 67 meczów w barwach "The Citizens". Vedran Corluka po dobrych sezonach w Dinamie Zagrzeb przeniósł się za 13 mln € do Manchesteru City, mimo tego, że rozegrał 47 spotkań i spisywał się dobrze, włodarze postanowili sprzedać go do Tottenhamu zaledwie po jednym sezonie gry. Odwrotnie było w przypadku Javiera Garrido, który w 2007 roku przeniósł się na City of Manchester Stadium z Realu Sociedad. W barwach Obywateli występował przez 3 sezony i zaliczył tylko 63 mecze, ostatecznie sprzedano go do Lazio. Maicon był jednym z najlepszych na swojej pozycji, lecz po 6 udanych sezonach w Interze Mediolan przyszedł czas na zmiany. Maicon po raz kolejny trafił pod skrzydła Roberto Manciniego. Kontuzje kolana wykluczyły Brazylijczyka z gry na 132 dni i w barwach City zaliczył tylko 15 występów i w 2013 roku odszedł do Romy. Z kolei Bacary Sagna w 2014 roku opuścił Arsenal i przeszedł do Manchesteru City, gdzie chciał sięgnąć po upragnione mistrzostwo Anglii. Przez 3 lata gry nie sięgnął po nie ani razu, w 2017 roku nowy trener Pep Guardiola rozwiązał z nim kontrakt. Sagna w barwach City zaliczył 86 występów, aktualnie szuka nowego klubu.
W Japonii pierwszym piłkarzem, który naprawdę zaistniał w europejskich ligach był Hidetoshi Nakata, natomiast w Chinach takim zawodnikiem miał się stać Sun Jihai, który w 2002 roku trafił do Anglii. W barwach  "The Citizens" zaliczył 145 meczy strzelił 3 bramki i miał 2 asysty. Statystyki nie zadowoliły włodarzy, którzy oddali go za darmo do Sheffield United po 6 latach gry, a Jihai nigdy nie został gwiazdą światowego formatu. Władze z ówczesnego City of Manchester Stadium w 2007 roku postanowiły budować środkową formację zespołu na Brazylijczykach. Do klubu sprowadzono Geovanniego oraz Elano. Geovanni przyszedł z Cruzeiro, lecz po zaledwie jednym sezonie opuścił Manchester i przeniósł się do Hull. 23 mecze, 3 bramki i 1 asysta to dorobek Brazylijczyka w barwach  Obywateli. Elano został sprowadzony za 12 mln € z Schahtara Donieck i w nim pokładano nadzieje na sukces w Premiership. Elano rozegrał 80 spotkań zdobył 18 bramek i miał 11 asyst, a w 2009 przeniósł się do Galatasaray. Z City nie zdobył żadnego pucharu i mimo, że przez kibiców był uwielbiany to szefostwo zrezygnowało z jego usług.
Sun Jihai oraz Javi Garcia występowali na podobnych pozycjach, lecz nigdy nie zachwycili na miarę swojego talentu.

Gelson Fernandez był objawieniem w FC Sion i bardzo szybko zdecydował się na ofertę przedłożoną przez City w 2007 roku, lecz rzeczywistość z jaką się zmierzył w Anglii zablokowała jego karierę. Przez dwa lata gry zaliczył 60 występów i zdobył 4 bramki i ostatecznie sprzedano go do St. Etienne. Samir Nasri stał się bohaterem głośnego transferu w 2011 roku, gdy za 27,5 mln € przeniósł się z Arsenalu do Manchesteru City, w barwach Obywateli rozegrał 166 meczy zdobył 27 bramek i miał 40 asyst. Jego dorobek mógł być bardziej okazały ale z gry często wykluczały go kontuzje, na ich leczeniu spędził 327 dni. Pep Guardiola sprzedał go w 2017 roku za zaledwie 3,5 mln € do Antalyasporu. W City zostanie zapamiętany z kontuzji, kłótni i niezdyscyplinowania. Owen Hargreaves, który swoją obiecującą karierę musiał zakończyć przez kontuzje, po odejściu z Manchesteru United spróbował swoich sił w Manchesterze City ale tylko 4 mecze i 1 bramka to dorobek Anglika, który w 2012 zakończył karierę. Kolejnym zawodnikiem, który zapowiadał się bardzo obiecująco był Jack Rodwell. Wychowanek Evertonu w 2012 roku przeniósł się za 15 mln € na Etihad Stadium. W barwach "The Citizens" zagrał zaledwie 25 meczy i strzelił 2 gole, a w gabinetach lekarskich spędził 164 dni. Niewątpliwie kontuzje przystopowały dobrze zapowiadającą się karierę Anglika. Po dwóch sezonach odszedł do Sunderlandu, lecz nie nawiązuje do swoich najlepszych czasów gry w Evertonie. Javi Garcia po nieudanej przygodzie w Realu Madryt dobrze spisywał się w barwach Benfiki, co zaowocowało transferem do City w 2012 roku. 20,2 mln € wydane na defensywnego pomocnika nie spłaciło się, w 2014 roku Garcia odszedł do Zenitu Sankt Petersburg. W Manchesterze zaliczył 76 występów i strzelił 2 gole. Vladimir Weiss w 2006 roku był uważany za jednego z najbardziej perspektywicznych zawodników młodego pokolenia. W City jednak nie dostał zbyt wielu szans na pokazanie swoich umiejętności, zaliczył tylko 5 meczy, strzelił 1 bramkę i zaliczył 1 asystę w 2012 roku sprzedano go do Pescary. Weiss nie mógł mięć szans jeśli na City of Manchester Stadium sprowadzano takich skrzydłowych jak Robinho. Brazylijczyk, któremu wróżono karierę wielkiego Pele w lecie 2008 roku zamienił wielki Real Madryt na Manchester City za jedyne 43 mln €. Szybko okazało się, że niebieska strona Manchesteru nie stanie się jego domem na dłużej. Dwa sezony - tyle trwała przygoda Robinho z Anglią, w tym czasie rozegrał 53 spotkania, strzelił 16 bramek i 12 razy asystował kolegom... jak na następcę Pelego to trochę mało. W 2010 odszedł do Milanu, gdzie kariery również nie zrobił. Bułgarski skrzydłowy - Martin Petrov w 2007 zdecydował się na przenosiny do Manchesteru za 7 mln € z Atletico Madryt. Przez 3 sezony gry strzelił 12 bramek, miał 15 asyst w 72 spotkaniach. W 2010 oddano go na zasadzie wolnego transferu do Boltonu. Adam Johnson oraz Scott Sinclair w Anglii uznawani byli za talenty, które szybko zwojują Premiership, a także pomogą reprezentacji Anglii wrócić na szczyt. Ani Johnson, ani Sinclair nie potwierdzili pokładanych w nich nadziei. Sinclair po transferze w 2012 z Swansea do City za 7,8 mln € zaliczył tylko 19 spotkań w barwach Obywateli nie strzelając żadnej bramki. Po 3 rozczarowujących sezonach odszedł do Aston Villi. Adam Johnson w 2010 trafił na Etihad Stadium i początkowo radził sobie dobrze, 97 meczy 14 bramek i 25 asyst to dorobek skrzydłowego pochodzącego z Sunderlandu. Po dwóch sezonach włodarze City sprzedali go do jego rodzimego klubu. Aktualnie piłkarz odsiaduje karę więzienia za molestowanie seksualne na nieletniej. Jesus Navas przykuł uwagę włodarzy Manchesteru City swoją znakomitą grą w Sevilli, dlatego w 2013 roku Navas przeniósł się na Etihad za 20 mln €, odszedł dopiero na początku tego sezonu. W barwach "The Citizens" początkowo zachwycał, jednak z sezonu na sezon spisywał się coraz słabiej. 183 spotkania 8 bramek i 39 asyst to dorobek Jesusa Navasa w City, jednak wymagano od niego więcej. Ostatnim skrzydłowym, który nie sprawdził się w Manchesterze City jest Hiszpan - Nolito, który notował znakomite występy w Celcie Vigo i to zadecydowało, że nowy menadżer City - Pep Guardiola wykupił go z Estadio Balaidos za 18 mln €. Nolito w Anglii spędził tylko sezon, rozegrał 30 spotkań, strzelił 6 bramek i zaliczył 5 asyst. Po sezonie sprzedano go do Sevilli za zaledwie 8 mln €.
 
Johnson, Elano, Jovetic, Navas, mogli trafić do galerii sław The Citizens, niestety nie trafili.

Czas przeanalizować sytuację napastników. W 2006 roku do Manchesteru zawitało dwóch snajperów, którzy mieli zapewniać bramki zespołowi prowadzonemu przez Stuarta Pearce'a, jednak ani Rolando Bianchi, ni Georgios Samaras nie zapewnili odpowiedniej skuteczności. Bianchi w barwach  "The Citizens" rozegrał 24 spotkania strzelił 5 goli, a Samaras zagrał w 64 meczach i zaliczył 12 trafień. Obydwoje szybko pożegnali się z Anglią. Bianchi odszedł do Torino, Samaras natomiast przeniósł się do Celticu. Kolejny sezon to znów nieudane transfery napastników, Valeri Bojinov oraz Emile Mpenza zawitali do zespołu prowadzonego  już przez Svena-Görana Erikssona. Kibice szybko przekonali się, że z taką parą napastników nie uda się zwojować Premier League. Bojinov rozegrał 12 spotkań i zdobył aż 1 bramkę, a Mpenza w 29 spotkaniach zaliczył 5 trafień. Zdecydowano się również na zakup młodego Szweda - Johna Guidettiego, który niestety przez 8 lat więcej razy był na wypożyczeniu niż na murawie Etihad Stadium. Guidetti w trakcie swojej przygody z City odwiedził Feyenoord, Stoke, Celtic, a w 2015 odszedł do Celty Vigo. W barwach niebiesko - białych rozegrał zaledwie 1 spotkanie.
 
Adebayor, Santa Cruz, Jo oraz Negredo mieli stanowić o sile ofensywnej zespołu z Etihad, tak się jednak nie stało.

Brazylijczyk Jo został sprowadzony w 2008 roku z CSKA Moskwa za 24 mln €, niestety głośny transfer obiecującego napastnika okazał się wielką klapą. Jo zaliczył 42 spotkania i strzelił tylko 5 bramek... jak na taką sumę odstępnego oczekiwano od niego o wiele więcej. Od momentu gdy w Manchesterze City znalazły się fundusze na głośne transfery, karuzela transferowa została mocno rozkręcona. Kolejne dwa głośne nazwiska zjawiły się na Etihad w 2009 roku. Emanuel Adebayor i Roque Santa Cruz, dwaj napastnicy, którzy mieli strzelać przez lata okazali się kompletnymi pomyłkami. Adebayor opuścił Arsenal za 29 mln €, przez trzy lata gry w barwach Obywateli zdobył 19 goli w 45 spotkaniach, w 2012 przeniósł się do Tottenhamu. Santa Cruz opuścił Blacburn i to okazało się dużym błędem. W City zaliczył tylko 24 mecze i 4 razy trafiał do bramki rywali. Prawdziwym hitem transferowym w 2010 roku okazał się transfer Mario Balotellego za 29,5 mln € z Interu Mediolan. Do klubu z Etihad sprowadził go Roberto Mancini, z którym krnąbrny Włoch trenował w Interze. "Super Mario" początkowo zachwycał kibiców City, lecz bardzo szybko stał się arogancki i lekceważył polecenia trenera oraz nie współpracował z drużyną tak jak powinien. 80 spotkań przez 3 lata gry, 30 goli i 7 asyst to dorobek Balotellego. Gdyby nie jego trudny charakter byłby pewnie teraz na samym szczycie, a tak odbudowuje swoją formę w Nicei. Alvaro Negredo znakomicie spisywał się w barwach Sevilli podobnie jak wspomniany Jesus Navas, tylko że Negredo do Anglii przeniósł się w 2013 roku czyli rok później niż Navas. 25 mln € kosztował napastnik wychowany w Madrycie, lecz 49 meczy i 23 bramki z pewnością nie zadowoliły szefów City, po trzech sezonach pożegnano się z Negredo i sprzedano do Valencii. Rok po zakupie Negredo zdecydowano się na zakup młodego Czarnogórca - Stevana Jovetica, który kosztował 24 mln €. Kolejny raz się okazało, że trochę przepłacono za napastnika - 44 mecze, 11 bramek oznaczało tylko jedno transfer w 2017 roku do Interu. W 2015 roku, gdy pozbywano się Alvaro Negredo, włodarze Obywateli zagięli parol na napastnika z Wybrzeża Kości Słoniowej, który notował fantastyczne statystyki w małym Swansea, a przez wielu namaszczany był na drugiego Didiera Drogbę. Wilfried Bony bo o nim tutaj mowa przeniósł się za 32,2 mln € do "The Citizens". Wydawało się, że Manchester w końcu znalazł idealnego napastnika, niestety Iworyjczyk najpierw złapał kontuzje, a gdy już wrócił na boisko to zatracił swoją skuteczność choćby z Swansea. Po dwóch latach Bony wrócił z podkulonym ogonem do "Łabędzi", w barwach Manchesteru City zdobył 11 bramek w 46 meczach.
 
O to jedenastka, która nie może być nazwana legendarną w barwach Obywateli.

Wiele nieudanych transferów klubu z niebieskiej strony Manchesteru nie przeszkodziło, w ostatnich  latach,  do  zaistnienia w Europie oraz zdobycia kolejnych tytułów najlepszej drużyny w Anglii. Oprócz tytułów, fanów zapewne cieszy fakt, iż znów pojedynki pomiędzy dwoma drużynami z Manchesteru przynoszą kibicom wiele emocji oraz niezapomnianych wrażeń. Natomiast mocno inwestujących szejków zapewne ucieszy, gdy  zespół "The Citizens" sięgnie po europejskie trofea.          
continue reading Spełnieni kontra niespełnieni, część IV - Manchester City.

środa, 1 listopada 2017

MLS - wkroczyła w kulminacyjny moment sezonu.

MLS - wkroczyła w kulminacyjny moment sezonu.


Najlepsze ligi na kontynencie europejskim rozpoczęły już swoje rozgrywki na przełomie sierpnia i września. Gdy w Europie kibice dopiero zaczynają cieszyć się rozgrywkami swoich ulubionych drużyn, tak za Oceanem fani popularnego w Stanach Zjednoczonych soccera wkroczyli w najbardziej ekscytującą fazę sezonu.
 
Trofeum Philipa F. Anschutza czeka na kolejnego  zwycięzcę MLS.
W Stanach Zjednoczonych niemalże każde rozgrywki stworzone są na trochę innych regułach niż ma się to w Europie. W większości lig rozgrywa się określoną ilość spotkań, która wyłania mistrza kraju. W rozgrywkach  Major League Soccer, NBA, NFL czy NHL najpierw trzeba przebrnąć przez sezon zasadniczy. Wyłoni on najlepsze zespoły, które powalczą w play-off'ach o tytuł mistrza kraju. Tak właśnie popularyzuje się w Ameryce emocje sportowe. MLS jest właśnie w trakcie rozgrywania kolejnej fazy play-off'ów.
Z dwóch Konferencji do dalszej fazy zakwalifikowało się 12 zespołów (po 6 z każdej Konferencji). Z Zachodniej do następnego etapu zameldowały się ekipy: Portland Timbers, Seattle Sounders, Vancouver Whitecaps, Houston Dynamo, Sporting Kansas City, San Jose Earthquakes. Z Wschodniej Konferencji natomiast awansowały drużyny: Toronto FC, New York City, Chicago Fire, Atlanta United, Columbus Crew oraz New York Red Bulls.
W tym sezonie nie zabrakło zespołów, które rozczarowały i zawiodły. Najsłabiej spisał się zespół Los Angeles Galaxy, który w poprzednich sezonach walczył o mistrzostwo USA, w tym jednak zajął ostatnie miejsce w swojej Konferencji. Pecha miała także ekipa FC Dallas, która w poprzednim sezonie przewodziła w sezonie zasadniczym, w tym zajęła dopiero 7 miejsce. W Konferencji Wschodniej bardzo dobrze spisał się zespól Chicago Fire, który w poprzednich  sezonach  mocno rozczarowywał w MLS. Zaskoczeniem był również awans do play-off's zespołu z Atlanty, która debiutowała w tym roku w MLS.
Play-off'y w MLS rozpoczęły się 26 i 27 października. Drabinka przedstawiała się następująco:
 
Drabinka tegorocznych MLS play-off's 2017.

Zespoły z pierwszych dwóch miejsc w swoich Konferencjach miały rozegrać spotkania dopiero od ćwierćfinału, zespoły z miejsc 3-6 walczyły w 1/8 finału. W Konferencji Wschodniej Chicago Fire mierzyło się z New York Red Bulls, Atlanta United z Columbus Crew, natomiast w Konferencji Zachodniej San Jose Earthquakes z Vancouver Whitecaps oraz Sporting Kansas City z Houston Dynamo. W dwóch spotkaniach doszło do niespodziewanych pogromów. New York Red Bulls odprawili z kwitkiem ekipę byłego króla strzelców Polskiej Ekstraklasy - Nemanję Nikolicsa - aż 4:0. Bramki zdobyli Bradley Wright-Phillips, Sacha Kljestan, Daniel Royer oraz Gonzalo Veron. Taki wynik oznaczał szybkie odpadnięcie ekipy Fire. Mimo tego, że w sezonie zasadniczym Chicago strzeliło 61 bramek, a aż 24 padły łupem Nikolicsa drużyna z wietrznego miasta szybko pożegnała się z rundą play-off. Nie pomógł nawet mistrz Świata Bastian Schweinsteiger, który do Chicago trafił w marcu tego roku z Manchesteru United. Drugie spotkanie w tej Konferencji również opiewało w emocje... tylko, że te związane z rzutami karnymi. Po 90 minutach gry padł bezbramkowy remis, a po dogrywce i rzutach karnych lepsza okazała się ekipa Gregga Berhaltera. Zespół z Vancouver bardzo łatwo rozprawił się z Earthquakes, którzy przeżyli prawdziwe trzęsienie ziemi na stadionie BC Place w Vancouver i przegrali aż 5:0. Gole dla Whitecaps zdobyli: Montero, Techera, Watson oraz dwie bramki wbił Mezquida. W drugim spotkaniu Houston Dynamo wygrało 1:0 po bramce zdobytej w dogrywce przez Albertha Elisa w 94 minucie gry.
 
Na pierwszym zdjęciu piłkarze NY Red Bulls cieszą się z kolejnej bramki przeciwko Chicago.
Na drugim zdjęciu piłkarze Columbus cieszą się ze zwycięstwa po rzutach  karnych  z Atlantą.
Na trzecim zdjęciu radość kibiców i zawodników Houston z bramki zdobytej w dogrywce.
Na ostatnim zdjęciu radość zawodników Vancouver z wyniku 5:0z San Jose.

W ćwierćfinałach los skojarzył ze sobą zespoły Toronto FC i New York Red Bulls oraz New York city FC z Columbus Crew, w drugiej Konferencji Seattle Sounders zmierzyli się z Vancouver Whitecaps, a Portland Timbers z Houston Dynamo. Ekipy z Konferencji Zachodniej nie wysiliły się w pierwszych spotkaniach. W pierwszym jak i drugim pojedynku padły bezbramkowe remisy, tak więc o awans trzeba będzie powalczyć w meczach rewanżowych. W Konferencji Wschodniej obydwa zespoły z Nowego Jorku przegrały swoje spotkania, o ile Red Bulls ulegli Toronto 1:2
, bramki w tym meczu strzelali Royer dla Red Bulls Vazquez oraz niezawodny Sebastian Giovinco dla Toronto.  Zespół spod znaku Red Bullam może jeszcze myśleć o awansie do kolejnej rundy. Natomiast New York City FC - którego w 80% właścicielem jest prezes Manchesteru City Khaldoon Al Mubarak - wysoko przegrało z Columbus Crew, bo aż 4:1, a jedyną bramkę dla podopiecznych Patricka Vieiry zdobył niezastąpiony David Villa. Drugi zespół z Nowego Jorku będzie musiał się mocno napocić by awansować do kolejnej rundy. Spotkania rewanżowe rozgrywane będą pomiędzy 3 oraz 6 listopada. W tym czasie dowiemy się również kto awansuje do finałowej czwórki.
Pierwsze zdjęcie - Giovinco właśnie zdobywa bramkę z rzutu wolnego i ustala wynik na 2:1 dla Toronto.
Zdjęcie numer dwa po prawej, Columbus Crew cieszą się z bramki, która dała im zwycięstwo 4:1 nad NYC FC.
Trzecie zdjęcie na dole po lewej ostra walka pomiędzy zawodnikami Dynamo oraz Timbers.
Ostatnie zdjęcie przedstawia jedno z wielu ostrych spięć w spotkaniu pomiędzy Seattle oraz Vancouver.

Widać, że popularny soccer w Stanach Zjednoczonych jest nieobliczalny i żaden z faworytów nie może być pewien łatwego awansu. W poprzednim sezonie w finale rozgrywek spotkały się Toronto FC z Seattle Sounders. Nieuniknione, że i w tym sezonie zobaczymy taką właśnie parę finałową, chociaż chrapkę na mistrzowski tytuł mają także zespoły z Nowego Jorku, Portland, Houston czy Columbus.
continue reading MLS - wkroczyła w kulminacyjny moment sezonu.