sobota, 23 grudnia 2017

Spełnienie kontra niespełnieni, część VII - Olympique Marseille.

Spełnienie kontra niespełnieni, część VII - Olympique Marseille.


W ostatnim odcinku prezentowaliśmy zespół z Lyonu, który przez lata królował w Ligue 1. Dziś zaprezentujemy drużynę, która także należy do najbardziej zasłużonych we francuskiej piłce. Z jednej strony świętowali oni największe sukcesy we Francji oraz Europie - jedyny francuski klub, który triumfował w Lidze Mistrzów, z drugiej strony wypromowali oni wiele byłych i teraźniejszych gwiazd piłki nożnej. Przed wami Olympique Marsylia.
 
1993 rok pierwszy i jak na razie jedyny triumf francuskiej drużyny w Lidze Mistrzów.

Klub z Lazurowego Wybrzeża od kilkunastu lat stara się wrócić do europejskiej elity, jak na razie nieskutecznie. Ich ostatnim wielkim sukcesem było zdobycie tytułu najlepszej drużyny Francji, Pucharu Ligi Francuskiej czy Superpucharu Francji. Od tego czasu minęło już prawie siedem lat, a zespół OM daleki jest od konkurowania z takimi ekipami jak PSG czy AS Monaco. W bogatej historii klubu z Stade Velodrome występowało wielu piłkarzy, lecz tylko niektóre nazwiska można zaliczyć do legend 9-krotnego mistrza Francji.
Barthez, Köpke, Mandanda, De Meco, Amoros, Mozer, Boli, Desailly, L. Blanc, Taiwo, Lebouef, Gallas, Heinze, Deschamps, Pires, Ribery, Cana, Lucho Gonzalez, Ravanelli, Skoblar, Völler, Dugarry, Boksic, Papin, Drogba, M. Niang to zawodnicy dzięki którym klub z Marsylii osiągał sukcesy. Większość z tych zawodników to także zasłużone gwiazdy reprezentacji "Trójkolorowych" z 1998 roku.

 
Trevisan, Porato, Carasso.
W długiej już ponad 100 letniej historii klubu przewinęło się także wielu zawodników, którzy mimo sporego talentu zaliczani są do niespełnionych w barwach Les Phoceens. Na początek sprawdzimy golkiperów. Barthez, Köpke oraz Mandanda należą do spełnionych, lecz Marsylia sprowadzała także bramkarzy, którzy zawiedli na Velodrome. Cedric Carasso to wychowanek klubu. W pierwszym zespole zadebiutował w 2001 roku, lecz bardzo szybko zrezygnowano z jego usług i po zaledwie jednym sezonie oddano go  na wypożyczenia do innych klubów. Carasso odszedł z Marsylii w 2008 roku zaliczając w barwach OM 85 występów i zawsze pozostawał w cieniu innych golkiperów. Kolejnym bramkarzem, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei z pewnością był Stephane Trevisan, który przez dwa lata gry zaliczył tylko 34 występy, a czyste konto zaliczył zaledwie 5 razy. Stephane Porato w Marsylii spędził 7 lat, a zaliczył tylko 78 występów i także nie stał się golkiperem pokroju Bartheza czy Köpke. Ostatnim golkiperem, który nadal występuje w OM jest Yohann Pele, o którym kilka lat temu mówiło się, że będzie niegdyś pierwszym bramkarzem reprezentacji "Trójkolorowych". Niestety teraz Pele jest tylko 3 wyborem w Marsylii. do tej pory uzbierał 51 występów.
 
Niespełnieni defensorzy w barwach OM: Yobo, Cantareil, Doria, Hubocan, De Ceglie, Isla.

Joseph Yobo to był nigeryjski obrońca, który do Francji trafił z belgijskiego Liege. W OM zaliczył zaledwie 24 spotkania i przeniósł się do Evertonu, w którym stał się prawdziwą gwiazdą obrony. Leo Matos w 2004 roku trafił na Lazurowe Wybrzeże z brazylijskiego Flamengo, lecz przez 3 lata nie zaliczył ani jednego występu. Po nieudanym epizodzie w FC Barcelonie do Marsylii przyszedł Philippe Christanval, który miał stanowić o sile defensywy OM. Niestety w Marsylii zaliczył 16 występów przez 2 sezony i znów musiał szukać sobie nowego pracodawcy. Kolejny brazylijski obrońca - Doria przyszedł z Botafogo i do dnia dzisiejszego jest zawodnikiem OM, jednak co chwila zalicza wypożyczenia do innych zespołów. Dotychczas rozegrał 33 spotkania i zdobył 2 bramki. Dobre występy w rosyjskiej lidze zaowocowały transferem słowackiego obrońcy Tomasa Hubocana do Marsylii w sezonie 2016/2017. Niestety transfer okazał się niewypałem a Hubocan zaliczył tylko 17 meczy. Obecnie jest wypożyczony do Trabzonu, z którego wróci w czerwcu 2018 roku. Wydaje się jednak, że w Marsylii nie wiąże się z nim nadziei. Karim Rekik to ostatni środkowy obrońca, który należy do niespełnionych defensorów. Holender szybko wyjechał do Anglii, gdzie nie przebił się do pierwszej jedenastki Manchesteru City. Z tego powodu wypożyczano go kilkukrotnie do innych zespołów. W 2015 Rekik postanowił definitywnie opuścić The Citizens i przeniósł się na Stade Velodrome za 5 mln €. W Marsylii spędził  jeden sezon i mimo iż zaliczył 48 spotkań we wszystkich rozgrywkach to postanowiono go sprzedać. Obecnie gra w Hercie Berlin. Alain Cantareil to pierwszy z niespełnionych bocznych  obrońców w barwach OM. Wychowanek klubu przez 4 lata gry zaliczył zaledwie 17 występów w pierwszym zespole, a jego kariera bez sukcesywnie przebiegała w drugoligowych zespołach z Francji. Na dziwny transfer zdecydował się w 2004 roku Bixente Lizarazu, który opuścił Bayern Monachium i przeszedł do OM za darmo. Przygoda we Francji dla Mistrza Świata z 1998 roku trwała zaledwie jeden sezon, po 15 spotkaniach w barwach Les Phoceens wrócił do Bayernu - znowu za darmo. W 2015 roku włodarze Marsylii postanowili wzmocnić blok defensywny i wypożyczyli Mauricio Isle oraz Paolo De Ceglie z Juventusu. Obydwaj boczni obrońcy nie zostali w Ligue 1 na dłużej. Szkoda ponieważ Isla spisywał się dobrze w barwach OM, lecz włodarze uważali, że jego występy nie są przekonujące przez co Chilijczyk nie został wykupiony na stałe z Juve. Natomiast De Ceglie rozegrał tylko 12 spotkań w Ligue 1, a obecnie jest bezrobotny.
 
Pomocnicy OM, którzy nie zrobili kariery na Velodrome: Marcelonho, Olembe, Vachousek, Skacel, Nakata, Kadir.

Brazylijski zaciąg w drużynie z Velodrome nie kończy się na obrońcach. W 2000 roku włodarze OM sprowadzili Marcelinho Paraibę, którego większość kibiców pamięta zapewne z gry w Hercie Berlin czy Wolfsburgu. Marcelinho w Ligue 1 zaliczył tylko 19 występów i strzelił 3 gole. W 2002 roku z FC Nantes sprowadzono kameruńskiego pomocnika Salomona Olembe, który przez 5 sezonów ze zmiennym szczęściem występował w barwach OM. Kilkukrotnie wypożyczany zaliczył 86 występów w Marsylii, a w 2007 odszedł za darmo do Wigan. W sezonie 2003/2004 na Lazurowe Wybrzeże przybyło dwóch czeskich pomocników, którzy mieli wzmocnić formację skrzydłowych. Stepan Vachousek oraz Rudi Skacel zamienili Slavię Praga na Marsylię. Vachousek przez dwa lata gry zaliczył 34 występy nie strzelając i nie asystując przy ani jednym golu. Skacela sprzedano po 3 sezonach do Southampton, a w Marsylii zagrał 22 spotkania i strzelił 1 bramkę. W 2005 roku sprowadzono defensywnego pomocnika rodem z Japonii o bardzo znanym nazwisku w społeczeństwie piłkarskim - Koji Nakata - nie był jednak bliżej związany z Hidetoshim, jednym z najsłynniejszych reprezentantów Japonii. W barwach Marsylii zaliczył zaledwie 15 spotkań i po jednym sezonie sprzedano go do FC Basel. W 2013 roku Foued Kadir po dobrych występach w Valenciennes trafił do OM, w której miał być motorem napędowym ofensywnej formacji. Przygoda na Velodrome trwała jednak bardzo krótko. Szybko zdecydowano się na wypożyczenie algierczyka. Po zaledwie dwóch sezonach Kadir został sprzedany do Betisu. W barwach marsylczyków zagrał tylko 16 razy. W sezonie 2015/16 hiszpański trener Michel postanowił sprowadzić do OM dwóch niegdyś znakomitych defensywnych pomocników. Abou Diaby oraz Lass Diarra mieli stać się piłkarzami, o których rozbijać miały się ataki przeciwników w środkowej formacji. Diaby po długoletnim pobycie w Arsenalu trafił z powrotem do Francji. Długie miesiące spędzone na leczeniu kontuzji doprowadziły do tego, że niegdyś znakomity pomocnik nie wrócił już do pełni sił. Diaby w Marsylii zaliczył tylko 6 spotkań, a obecnie jest bezrobotny. Lass Diarra natomiast po opuszczeniu Realu Madryt oraz przygodach w rosyjskiej Premier Lidze przeniósł się na Velodrome. Przez 2 sezony zaliczył 45 spotkań i zdobył jedną bramkę, później zrezygnowano z jego usług, przez chwile był bezrobotny, a obecnie występuje w klubie Al-Jazira.
 
Nouma, Sakho, Koke, Sychev, Omrani - mieli stać się legendami klubu, a stało się inaczej.

Przechodzimy do napastników. W historii klubu do grona najlepszych snajperów z pewnością zalicza się Jean-Pierre Papin, Didier Drogba oraz Mamadou Niang. Są jednak przypadki, gdzie dobrze zapowiadający się zawodnicy, a nawet gwiazdy nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Pierwszym z takich snajperów jest Pascal Nouma, który w 2001 roku przeniósł się z Besiktasu do Marsylii za 2,5 mln €. Zaliczył 13 występów strzelił 1 bramkę i znów wrócił do Besiktasu. W 2002 roku z RC Lens przybył Lamine Sakho, który miał być napastnikiem na lata. Szybko został jednak wypożyczony do Leeds, a później sprzedano go do St. Etienne. W barwach Les Phoceens zaliczył 45 meczów i zdobył 12 bramek. Sergio Koke został sprowadzony z Malagi i szybko miał wyrosnąć na pierwszego napastnika zespołu OM. Po dwóch sezonach 54 spotkaniach i 6 bramkach zorientowano się, że Hiszpana trzeba sprzedać. W 2003 roku zdecydowano się na sprowadzenie egipskiego napastnika, który swój talent pokazywał w Ajaxie Amsterdam, gdzie obok młodego Ibrahimovica był jedną z głównych gwiazd. Ahmed Hossam Mido to jeden z wielkich niespełnionych napastników w historii piłki. Egipcjanin w OM miał się stać jeszcze lepszym napastnikiem. Marsylia zapłaciła za niego 6 mln €, a Mido niestety nie spełnił oczekiwań, zaledwie po jednym sezonie odszedł do AS Romy, a w barwach  marsylczyków zdobył 9 bramek w 33 występach. W miejsce Mido sprowadzono Dmitriya Sycheva. Rosyjski napastnik był w tamtych latach jedną z największych gwiazd reprezentacji "Sbornej". Sychev na Velodrome także spędził jeden sezon i nie został legendą klubu, tylko 43 występy i 7 bramek pozostawia wiele do życzenia. W 2008 do Marsylii trafił Iworyjczyk Bakari Kone, w którym widziano następcę Didiera Drogby. Włodarze zapłacili Nicei za Kone 9 mln €, jednak w 80 występach zdobył 16 bramek i 15 asyst, a w 2010 sprzedano go do katarskiego Al-Duhail, za 3,5 mln €. wydawać by się mogło, że napastnik, którego kupiono za 9 mln € stać na więcej niż 16 bramek. Marsylia kilka razy postawiła także na doświadczonych zawodników ofensywnych kupując między innymi Sylvaina Wiltorda czy Fernando Morientesa. Francuz trafił w 2010 roku ze Stade Rennes do OM, a Hiszpan przeniósł się z Valencii za darmo. Obydwoje zawiedli kibiców na całej linii. Wiltord zaliczył tylko 14 spotkań i strzelił 1 bramkę, a Morientes 19 meczy i także 1 trafienie. Po tak słabym sezonie obydwoje zakończyli przygodę z futbolem. Ostatnim niespełnionym napastnikiem jest wychowanek OM - Billel Omrani, który w 2011 wszedł do pierwszego zespołu Marsylii. 5 lat spędził na Velodrome Omrani, lecz zaliczył tylko 10 spotkań i strzelił 1 bramkę. Oddano go do CFR Cluj.
 
11 niespełnionych w barwach Olympique Marseille.


Olympique Marsylia należy do najbardziej utytułowanych klubów w historii francuskiej Ligue 1, ustępują tylko Saint Etienne. Trzeba przyznać, że w ostatnich latach klub z Lazurowego Wybrzeża odstaje od stawki i brakuje mu wytrwałości w walce o najważniejsze trofea we Francji. Sprowadza się zawodników, którzy się nie spełniają, a obiecujących piłkarzy szybko się sprzedaje za duże pieniądze z których nie widać pożytku. Może w następnych latach Les Phoceens wrócą na należyte im miejsce, chociaż bez takich środków finansowych jakie ma PSG i bez wartościowych zawodników będzie o to bardzo ciężko.    


continue reading Spełnienie kontra niespełnieni, część VII - Olympique Marseille.

wtorek, 12 grudnia 2017

Faza grupowa za nami, faza pucharowa przed nami. Podsumowanie Ligi Mistrzów.

Faza grupowa za nami, faza pucharowa przed nami. Podsumowanie Ligi Mistrzów.

W poprzednim tygodniu 32 zespoły zakończyły fazę grupową Ligi Mistrzów UEFA. Wczoraj natomiast wylosowano pary 1/8 finału. Spotkania kolejnej fazy odbędą się w przyszłym roku w połowie lutego oraz marca. Przed nami więc przerwa od tych elitarnych rozgrywek oraz najlepszy moment na podsumowanie dotychczasowych wydarzeń, a także czas na przedstawienie par 1/8 finału. Zapraszam.
 


Rozgrywki grupowe Ligi Mistrzów po raz kolejny w tym sezonie przyniosły wiele nieoczekiwanych rozstrzygnięć. Wielu ekspertów i kibiców tuż po losowaniu zapewne widziało już grono faworytów, które znajdzie się w dalszej fazie pucharowej. Potentaci teraźniejszego futbolu bez problemu powinni awansować dalej, niemniej jednak niektóre zespoły borykały się z wieloma problemami, a nawet i kryzysami, które doprowadziły do takich, a nie innych rozstrzygnięć.

W grupie A bez większych problemów z pierwszego miejsca awansował zespół prowadzony przez charyzmatycznego Jose Mourinho. Manchester United wygrał 5 spotkań, a przegrał tylko 1 z FC Basel, które tym razem zwycięsko wyszło z walki o drugie miejsce. Szwajcarzy wyprzedzili CSKA Moskwa i fatalnie spisującą się Benfikę Lizbona, która w tej edycji LM zdobyła zaledwie 1 bramkę, a straciła 14 i przegrała wszystkie 6 spotkań. W pierwszej grupie na uznanie zasługuje z pewnością postawa mistrza Szwajcarii, w której po raz kolejny jest kilku zawodników z potencjałem na przyszłe gwiazdy piłki nożnej. Szczególną uwagę trzeba zwrócić na Dmitriego Oberlina, który w 6 spotkaniach zdobył 4 bramki.
 
Piłkarz, któremu w dużej mierze zawdzięcza się awans FC Basel.

Grupa B skojarzyła ze sobą dwie potęgi. Z jednej strony Bayern Monachium, który od lat liczy się w walce o triumf w LM, z drugiej natomiast PSG, które coraz mocniej depcze po piętach tym najlepszym. Oprócz tych dwóch potentatów znalazło się miejsce dla Celticu Glasgow oraz Anderlechtu Bruksela. Eksperci byli zgodni co do tego, że walka o miejsca premiowane awansem padną łupem mistrza Niemiec oraz Francji, Celtic i Anderlecht miały za to walczyć o prawo gry w Lidze Europy. Tym razem to Bayern zajął drugą pozycje w tej grupie uznając wyższość rozpędzonej machiny jaką na tym etapie było PSG. Celtic natomiast wygrał rywalizację o 3 miejsce i na wiosnę zagra w LE. Anderlecht mógł jedynie cieszyć się zwycięstwem w ostatniej kolejce nad mistrzem Szkocji ale to i tak nie zmieniło ich pozycji w tabeli.
 
Obydwa pojedynki pomiędzy PSG oraz Bayernem przyniosły wiele emocji.

W grupie C spotkali się starzy znajomi Chelsea oraz Atletico Madryt, a także dolosowano AS Romę oraz debiutanta jakim niewątpliwie był Qarabag Agdam. W tej właśnie grupie doszło do pierwszych niespodzianek ponieważ Atletico Madryt obok Chelsea było faworytem do wyjścia z grupy. Niestety piłkarze Los Colchoneros zawiedli w obydwóch spotkaniach z Qarabagiem - w dwumeczu zdobyli tylko 2 pkt. i zajęli 3 miejsce w tej grupie. AS Roma zaskoczyła wszystkich i niespodziewanie zajęła 1 miejsce wyprzedzając nawet Chelsea.
 
Nie tak wyobrażali sobie tegoroczna edycje ligi mistrzów piłkarze Atletico.

Grupa D to spotkanie dwóch zespołów, które w poprzedniej edycji walczyły ze sobą w fazie pucharowej. FC Barcelona i Juventus, a także Sporting Lizbona oraz Olympiakos Pireus. Duma Katalonii wzięła rewanż na Juventusie za zeszłoroczne niepowodzenie. Leo Messi wreszcie się przełamał i w pierwszym spotkaniu ze Starą Damą na Camp Nou strzelił dwa gole Buffonowi, którego nigdy wcześniej nie pokonał. Barca dość spokojnie wygrała grupę oraz straciła tylko jednego gola w rozgrywkach grupowych. Juventus mimo problemów awansował z drugiego miejsca, a Sportingowi Lizbona pozostała walka w LE na wiosnę.
 
Messi wreszcie pokonał Gigi Buffona, a Barca wzięła rewanż na Starej Damie.

Grupa E początkowo nie zapowiadała się aż tak ekscytująco, jednak po pierwszych spotkaniach było widać, że każdy zespół powalczy o awans. Liverpool niemalże do ostatniej kolejki nie był pewny pierwszego miejsca w grupie. Sevilla natomiast dokonała najbardziej sensacyjnego powrotu, gdy w 5 kolejce przegrywała u siebie 0:3 z The Reds, a mimo to zdołała zremisować 3:3. Remis w ostatniej kolejce z Mariborem pokrzyżował plany Sevilli na 1 miejsce w grupie. Podopieczni Jürgena Kloppa w ostatnim spotkaniu rozgromili mistrza Rosji 7:0 i pewnie zameldowali się w kolejnej fazie. Spartak na wiosnę powalczy w LE.
 
Tak Sevilla cieszyła się ze strzelenia bramki na 3:3 w pojedynku z Liverpoolem.

W grupie F pewniakiem do awansu był zespół Pepa Guardioli, Manchester City dopiero w ostatniej kolejce dał się pokonać Shakhtarowi Donieck, mistrz Ukrainy tym zwycięstwem zapewnił sobie awans z drugiego miejsca kosztem SSC Napoli, które zawiodło w tej edycji LM. Ostatnie miejsce w tej grupie należy do mistrza Holandii - Feyenoordu, który w ostatniej kolejce pokonał Napoli i tym samym odebrał im szansę na awans do kolejnej fazy LM. Napoli na wiosnę zagra w LE.
 
Zawodnicy i kibice Shakhtaru mają powody do radości.

Grupa G była jedną z najbardziej zaskakujących. Faworyzowane AS Monaco, w zeszłym sezonie było prawdziwą rewelacją o czym świadczy półfinał LM, w tym roku rozczarowujące 4 miejsce w grupie i 16 straconych bramek oraz 0 zwycięstw, tylko 2 remisy. Jednym słowem blamaż zeszłorocznego półfinalisty. Widać, że w zespole brakuje Mbappe, Bakayoko, Beranrdo Silvy czy Mendy'ego. Sporą niespodzianką zapewne jest fakt iż do dalszej fazy awansował mistrz Turcji - Besiktas, który spisywał się znakomicie. Wygrał 4 spotkania, a 2 zremisował i obok Barcelony, Liverpoolu i Tottenhamu jest zespołem, który w fazie grupowej nie przegrał spotkania. Gwiazdami zespołu byli Tosun, Talisca, Babel oraz Quaresma. FC Porto do ostatniej kolejki walczyło z nową siłą Bundesligi czyli RB Lipsk o prawo gry w fazie pucharowej LM. Porto okazało się silniejsze i to Smoki na wiosnę zameldują się w tych rozgrywkach, Zespół z Lipska plany na zwojowanie LM musi odłożyć na kolejne sezony.
 
Glik tym razem nie był filarem obrony klubu z Monaco.

Grupa H przez wielu okrzyknięta grupą śmierci, co akurat nie dziwi Tottenham, Real Madryt oraz Borussia Dortmund, a także nieobliczalny APOEL Nikozja walczyły o awans. Wydawało się, że Dortmund, który przebojowo rozpoczął ligę niemiecką będzie też przewodził w LM, lecz Real jako obrońca tytułu chciał pokazać, że ta edycja LM również może należeć do nich. Tottenham chciał potwierdzić poprzedni dobry sezon pod wodzą Pochettino. O dziwo Borussia szybko oddaliła się od miejsc premiujących awansem, a Tottenham stał się faworytem tej grupy, którą koniec końców wygrał nie przegrywając żadnego spotkania. Nawet Real nie był w stanie zatrzymać rozpędzonych Kogutów, którzy na Wembley pokazali Los Blancos kto rządzi w tej grupie. APOEL zdołał dwukrotnie zremisować z Borussią, lecz miejsca premiującego grą w LE nie zajął.  Borussia na pocieszenie zagra na wiosnę w LE ale kibice z Signal Iduna Park nie tak wyobrażali sobie druga cześć sezonu.
 
Nietęgie miny zawodników Realu po meczy z Tottenhamem na Wembley.

Widać, że rola faworyta nie zawsze jest przywilejem czy atutem i czasem sprawia więcej problemów niż mogłoby się wydawać. Przekonały się o tym zespoły Atletico Madryt, SSC Napoli, AS Monaco oraz Borussi Dortmund. Ten kwartet zaliczany jest do największych niewypałów tej edycji. Pochwały natomiast należą się PSG, aż 25 strzelonych bramek oraz Liverpool'owi 23 strzelone bramki. Barcelona z najlepszą obroną, a także Tottenham, Roma, Besiktas czy Shakhtar, które spisywane były na straty a udowodniły, że można rywalizować z najlepszymi.

Wczoraj natomiast w szwajcarskim Nyonie miało miejsce losowanie par 1/8 finału. Jako, że pierwszy raz w historii w kolejnej fazie zameldowało się aż 5 zespołów z Anglii (Chelsea, Tottenham, Manchester City, Liverpool oraz Manchester United) to do tego grona dołączyły 3 zespoły z Hiszpanii (Real Madryt, Barcelona i Sevilla), dwa z Włoch (Juventus, Roma) po jednym z Niemiec (Bayern), Francji (PSG), Szwajcarii (Basel), Ukrainy (Shakhtar), Turcji (Besiktas) oraz Portugalii (Porto). Trzeba przyznać, że w tym roku mamy do czynienia z prawdziwą Ligą Mistrzów ponieważ już dawno nie było tylu obecnych i tak różnorodnych triumfatorów rozgrywek krajowych - aż 9 na 16 zespołów - którzy awansowaliby do kolejnej fazy. Przedstawiciele UEFA rozlosowali następujące pary:
Juventus - Tottenham
FC Basel -Manchester City
FC Porto - FC Liverpool
Sevilla FC - Manchester United
Real Madryt - PSG
Shakhtar Donieck - AS Roma
Chelsea Londyn - FC Barcelona
Bayern Monachium - Besiktas Istambuł
Pierwsze mecze rozegrane zostaną 13 i 14 oraz 20 i 21 lutego, a rewanże na 6 i7 marca oraz 13 i 14 marca. 

 
Pary 1/8 finału Ligi Mistrzów.

Wszystkie spotkania zapowiadają się bardzo ciekawie, lecz prawdziwymi hitami powinny być pojedynki pomiędzy Realem i PSG. Jeżeli Paryżanie myślą o zdobyciu LM muszą wyeliminować aktualnego triumfatora. Chelsea będzie musiała zmierzyć się z znakomita w tym sezonie defensywą Barcelony oraz spróbować pokonać fenomenalnego jak na razie ter Stegena w bramce Blaugrany. Reszta pojedynków także będzie mega ciekawa więc warto czekać do połowy lutego na kolejne emocje z LM. Droga do Kijowa dla pozostałej na palcu boju szesnastki dopiero tak naprawdę się zaczęła.  
continue reading Faza grupowa za nami, faza pucharowa przed nami. Podsumowanie Ligi Mistrzów.

czwartek, 7 grudnia 2017

Spełnieni kontra niespełnieni, część VI - Olympique Lyon

Spełnieni kontra niespełnieni, część VI - Olympique Lyon



Poprzedni odcinek zakończyliśmy na Wyspach Brytyjskich, a w kolejnym cyklu "Spełnieni kontra niespełnieni" skupimy się na kraju, który od Wielkiej Brytanii oddzielony jest słynnym kanałem La Manche... Francja, a raczej zespoły z Ligue 1. będą naszymi bohaterami przez kolejne pięć odcinków. Zapraszam.
 
Siedem mistrzostw Francji z rzędu - Olympique Lyon.

Pierwszym przedstawicielem Ligue 1. będzie zespół, który pod wodzą prezesa Jeana-Michela Aulasa był prawdziwym hegemonem we francuskich rozgrywkach. Olympique Lyon od 2002 do 2008 bezsprzecznie przewodził w lidze, a także stał się jedynym francuskim klubem, który 7 razy z rzędu zdobywał mistrzostwo kraju. Prócz tytułów w zespole Les Gones wychowało się wielu znakomitych zawodników, którzy podpisywali kontrakty z największymi markami w Europie. Nie zabrakło także zawodników, którzy tworzyli i byli odpowiedzialni za panowanie w Ligue 1. Coupet, Lloris, Cris, Cacapa, Clerc, Patrick Müller, Edmilson, Essien, Källstrom, Mahamadou Diarra, Govou, Benzema, Malouda, Reveillere, Foe, Tiago, Abidal, Wiltord, Toulalan, Sony Anderson i oczywiście jeden z najlepszych wykonawców rzutów wolnych w historii bez którego nie było by tych wszystkich sukcesów... Juninho Pernambucano. Brazylijczyk sprowadzony został w 2000 roku i od początku swojej przygody we Francji był najjaśniejszą postacią OL. Bez pomocnika takiego kalibru oraz z tak precyzyjnie ustawioną nogą do rzutów wolnych, kibice Lyonu nigdy nie świętowaliby tylu tytułów. Juninho w barwach Les Gones zaliczył 334 występy, w tym czasie zdobył 96 goli i miał 59 asyst i do teraz jest jedną z ikon sukcesu Olympique Lyon na rodzimym podwórku.
 
Żywa legenda klubu - Juninho Pernambucano.

Niekwestionowanym autorytetem w bramce OL zawsze był Gregory Coupet, który był członkiem wspaniałej ekipy 7 tytułów, jego następcą natomiast był Hugo Lloris (obecnie bramkarz Tottenhamu). Znajdziemy także nazwiska bramkarzy, którzy próbowali rywalizować z w/w dwójką o miejsce w bramce, lecz nie podołali zadaniu. Remy Vercoutre, Mathieu Valverde, Nicolas Puydebois, Frederic Roux, Remy Riou oraz Joan Hartock. Vercoutre w Lyonie spędził 12 lat, rozegrał 111 spotkań, jednak nigdy nie dorównał talentem Coupet czy Lloris'owi. Obecnie występuje w SM Caen. Mathieu Valverde do Olympique przeniósł się w 2011 roku i miał konkurować z Llorisem o pierwsze miejsce, okazało się, że dla Valverde'a to za duże wyzwanie. Zaliczył tylko jedno spotkanie w barwach Les Gones. Kolejni golkiperzy w barwach Lyonu pełnili tylko rolę statystów, ponieważ Puydebois, Roux, Riou czy Hartock rzadko kiedy znajdowali się w kadrze meczowej, a występy w OL wyliczyć można na palcach jednej ręki.
 
Remy Vercoutre, niespełniony talent w barwach  Les Gones.

W 2005 roku Aulas postanowił wzmocnić defensywę i sprowadził bardzo dobrze spisującego się Sylviana Monsoerau z Sochaux. Francuz jednak nie prezentował się już tak dobrze jak w poprzednim klubie i po zaledwie 24 spotkaniach sprzedano go do AS Monaco. Anderson to Brazylijczyk, który do Lyonu przybył z Benfiki w 2007 roku i miał wejść na poziom choćby Crisa. Niestety przez 3 lata uzbierał tylko 19 występów w barwach Les Gones, a w międzyczasie wypożyczano go do innych zespołów. Ghańczyk - John Mensah przybył w 2008 roku z Rennes do Lyonu za 8,4 mln € i miał być ostoją defensywy na lata. Okazał się całkowitym rozczarowaniem i po zaledwie jednym sezonie ( tylko 18 spotkań w Lyonie) opuścił Francję i przeniósł się do Sunderlandu, jego kariera po nieudanym transferze do OL bardzo mocno wyhamowała. Młody i zdolny Naby Sarr został sprowadzony do Lyonu ze szkółki PSG. Od momentu przejścia do pierwszej drużyny Sarr tylko pięciokrotnie otrzymał szansę gry w pierwszej jedenastce, co nie było jego spełnieniem marzeń. W sumie po 5 spędzonych latach opuścił Lyon na rzecz Sportingu Lizbona. Lindsay Rose do Lyonu przybył w 2014 roku z Valenncienes, młodzieżowy reprezentant Francji szybko okazał się niewypałem, tylko 19 spotkań w barwach OL i przenosiny do Lorient. Ostatnim niespełnionym środkowym obrońcą jest Emanuel Mammana, który w 2016 przeniósł się z River Plate do Francji. Argentyńczyk tylko przez jeden sezon prezentował barwy Lyonu, rozegrał 25 spotkań i strzelił 1 gola by odejść do Zenitu St. Petersburg. Przyjrzymy się teraz bocznym obrońcom, którzy uznawani są za niespełnionych w barwach  Les Gones. Lamine Gassama to wychowanek Lyonu, który swoją szansę w pierwszym zespole otrzymał w 2008 roku. Wystąpił w nim 25 razy przez 4 sezony i ostatecznie sprzedano go do FC Lorient. Mouhamadou Dabo to kolejny boczny obrońca, który nie spisał się w barwach Lyonu. Od momentu przyjścia z Sevilli, Dabo zaliczył 91 spotkań dla Les Gones, jednak nigdy nie wspiął się na tak wysoki poziom by można było go nazwać ikoną OL. Fabian Monzon w 2012 trafił za 3 mln € do Lyonu, zaledwie po 6 miesiącach wypożyczono go do Fluminense, a latem 2013 sprzedano do Catanii Calcio, dla Les Gones zaliczył tylko 12 meczów. W 2007 roku Lyon wydał 8,7 mln € na Fabio Grosso bocznego obrońcę, który na MŚ w 2006 roku stał się prawdziwym odkryciem. Dla Les Gones Grosso przez 2 lata rozegrał 78 spotkań, zaliczył 2 gole i 5 asyst, nie tak kibice OL wyobrażali sobie jego pobyt we Francji. Jednym z niechlubnych bohaterów jest polski obrońca Maciej Rybus, który w 2016 roku zamienił Terek Grozny na Olympique Lyon. Początkowo Rybus spisywał się dobrze i występował w prawie każdym spotkaniu, lecz trener Bruno Genesio przestał na niego stawiać i okazało się, że reprezentant Polski w lecie musiał poszukać sobie nowego pracodawcy. obecnie Rybus występuje w Lokomotivie Moskwa, a dla Lyonu zaliczył 28 spotkań.


Sarr, Monzon, Rose oraz Dabo nie należeli do grona najwybitniejszych obrońców OL.

Przejdziemy teraz do linii pomocy, w której niegdyś brylowali Essien, Toulalan, M.Diarra, Pjanic oraz niezastąpiony Juninho. W ostatnich latach Lyon może pochwalić się kilkoma znakomitymi wychowankami jak: Tolisso, Grenier, Gonalons, Aouar, Tousart czy Fekir, jednak istnieją zawodnicy, którzy zawiedli włodarzy oraz kibiców zespołu z Lyonu. Zaczniemy od zawodników ze szkółki Lyonu, którzy mimo wielkiego talentu nie zostali gwiazdami OL. Bryan Bergougnoux w pierwszym zespole zadebiutował w 2001 roku, lecz przez 4 lata gry zaliczył zaledwie 45 spotkań i strzelił 5 bramek, został sprzedany do Toulouse, a później wędrował po całej Europie. Florent Balmont w Lyonie zadebiutował w 2000 roku, lecz przez 4 lata jakie spędził na Stade Gerland nie można nazwać udanymi, tylko 13 spotkań i 1 bramka. Kolejnym talentem, który nie do końca się spełnił jest Hatem Ben Arfa, który w 2004 roku otrzymał szansę gry w pierwszej drużynie OL. Przez 4 sezony gry Ben Arfa przeżywał wzloty i upadki. Dobre mecze przeplatał słabszymi, a w 2008 roku zdecydował się opuścić Les Gones na rzecz Marsylii. W barwach Lyonu zaliczył 89 spotkań 12 bramek i 10 asyst - mało jak na zawodnika, który w przyszłości miał stanowić o sile reprezentacji "Trójkolorowych". Roman Beynie oraz Enzo Reale posiadali predyspozycje by zostać takimi zawodnikami jakimi dzisiaj są Tolisso czy Fekir, jednak nie spełnili pokładanych w nich nadziei i teraz kariery kontynuują w klubach o mniejszym prestiżu. W barwach Lyonu Beynie oraz Reale zaliczyli po jednym występie. Sidi Kone także należał do zdolnych wychowanków Lyonu, swój debiut zaliczył w 2011 roku, później został wypożyczony, a w 2015 po zaledwie 5 rozegranych spotkaniach opuścił OL, aktualnie w wieku 25 lat nie jest związany z żadnym klubem na stałe. Zajmiemy się teraz zawodnikami, którzy nie są wychowankami, a grali w zespole Lyonu. Benoit Pedretti najpierw znakomicie spisywał się w Sochaux, a później w Marsylii. Z tego powodu włodarze Lyonu postanowili sprowadzić przebojowego pomocnika, który także miał być podporą reprezentacji Francji. Pobyt na Stade Gerland nie był jednak sielanką. Pedretti zaliczył tylko 29 spotkań 2 bramki i 4 asysty i szybko odsprzedano go do Auxerre. Alou Diarra w 2006 opuścił RC Lens i wybrał Lyon, w którym rozegrał 23 spotkania i po sezonie odszedł do Bordeaux, z którym później zdobył mistrzostwo Francji. Włodarze Les Gones w 2008 roku byli pewni, że znaleźli zawodnika, który z powodzeniem zastąpi Juninho Pernambucano - Ederson miał wszelkie predyspozycje by zostać następcą króla rzutów wolnych. Brazylijczyk kosztował 14,9 mln €, zaliczył ponad 100 występów dla OL, lecz zdobył tylko 11 goli i zaliczył 12 asyst, to za mało by zostać następcą swojego rodaka. Ostatecznie po 4 latach gry Ederson odszedł do Lazio bez sumy odstępnego. Podobną rolę pełnić miał syn słynnego francuskiego trenera Christopha Gourcuff'a - Yoann Gourcuff, młody pomocnik zamienił w 2010 Bordeaux na Lyon za 22 mln € i w tym czasie był w najlepszym momencie swojej kariery. W tamtym okresie kreowany był na prawdziwego lidera "Trójkolorowych". Pobytu w Lyonie Gourcuff nie może niestety dobrze wspominać, rozegrał 128 spotkań strzelił 19 goli oraz miał 29 asyst, dużo czasu spędzał także w gabinetach lekarskich co spowodowało, że jego kariera nie do końca przebiegła tak jakby sobie wyobrażał. Obecnie Yoann występuje w klubie, w którym się wychował - Rennes.
 
Alou Diarra oraz Ederson mieli zastąpić odchodzące gwiazdy, jednak nie spełnili oczekiwań.

Niemal każdy kibic pamięta pewnie takich skrzydłowych jak: Sidney Govou, Florent Malouda czy Sylvain Wiltord, którzy bezsprzecznie należą do ikon OL, ale czy pamiętacie kto chciał wejść w ich ślady, oto kilka przykładów. Pierwszym najważniejszym zapewne jest "mały książę Monako" czyli Ludovic Giuly, który jest wychowankiem Lyonu i występował kiedyś w zespole Les Gones. Przez 4 sezony gry zaliczył 82 spotkania i strzelił 26 bramek, lecz w 1998 postanowiono go sprzedać do Monaco za 7,5 mln €... nie muszę dalej opisywać jak potoczyła się kariera Giuly'ego. Szkoda, że Lyon tak łatwo oddał tego zawodnika. W 2008 z Cruz Azul do Lyonu przybył Cesar Delgado, który na Gerland grał przez 3 sezony, rozegrał ponad 100 spotkań, zdobył 9 bramek i miał 12 asyst, to ewidentnie za mało jeżeli porównamy to z osiągnięciami Govou czy Wiltorda. Kader Keita to kolejny ze skrzydłowych, który dołącza do niespełnionych zawodników OL. Dwa lata gry na Gerland, przyniosły mu 72 występy, 7 bramek i 7 asyst, to ewidentnie za mało jak na zawodnika za którego trzeba było zapłacić niespełna 17 mln €. Harry Novillo, Yanis Tafer, Anthony Mounier oraz Jeremy Pied to wychowankowie Lyonu, którzy podobnie jak wielu innych perspektywicznych zawodników stało się niespełnionymi. Novillo zagrał tylko 4 mecze w barwach OL, Tafer miał ich 15, Mounier 29 meczy, a Pied zaliczył najwięcej bo aż 56, jednak żaden z nich nie przekonywał włodarzy ani trenerów co spowodowało, że w Lyonie już nikt za nimi nie tęskni. Gael Danic w 2013 przeniósł się z Valenciennes do Lyonu. Uważany był za piłkarza, który w barwach Les Gones w pełni zaprezentuje swoje umiejętności. Danic niestety nie poradził sobie z presją, która na nim ciążyła i przez 2 lata zaliczył tylko 22 spotkania, w 2015 odszedł do Bastii.
 
Wychowankowie klubu też mieli problemy z osiągnięciem sukcesu w Lyonie.

Czas najwyższy podsumować niespełnionych napastników w zespole Les Gones. Sony Anderson, Karim Benzema, Lisandro Lopez, Bafetimbi Gomis oraz Alexandre Lacazette znajdują się w pierwszej piątce najlepszych snajperów Lyonu, zobaczmy zatem, kto nigdy nie zbliżył się nawet do grona najlepszych napastników OL. Po raz kolejny zaczniemy od wychowanków, którym nie dane było lub sami nie stali się ikonami Les Gones. Frederic Kanoute, Joseph-Desire Job, Loic Remy, Mohamed Yattara oraz Alassane Plea to napastnicy którzy w Lyonie nie zaistnieli. Z pewnością na tej liście dziwi nazwisko Kanoute, ponieważ zawodnik znany jest z fantastycznych występów w Sevilli oraz jest jedną z ikon Andaluzyjczyków. Zanim jednak przeniósł się do Sevilli to występował w Olympique Lyon. Przez 3 sezony gry Kanoute uzbierał 54 występy oraz zdobył 11 bramek, potem odszedł do West Hamu, Tottenhamu oraz Sevilli. Kolejny napastnik, który wychował się w Lyonie jest Kameruńczyk Joseph-Desire Job. Pierwsze spotkania dla Les Gones zaliczył już w 1997 roku, w 1999 odszedł do RC Lens. Może poszczycić się 13 bramkami w 45 spotkaniach. Loic Remy od momentu, gdy pierwszy raz pojawił się w pierwszym zespole Lyonu kreowany był na gwiazdę i napastnika z którego będzie wiele pożytku. Obecnie występuje w Las Palmas i może pochwalić się przygodami w kilkunastu klubach z Anglii i Francji. W Lyonie zaliczył 17 spotkań nie zdobywając żadnej bramki. Mohamed Yattara otrzymał w 2012 roku szansę w pierwszym zespole OL. Niestety nie wykorzystał okazji i przez 3 lata pobytu w Lyonie zaliczył 3 gole w 23 występach. Alassane Plea także do pierwszego zespołu dołączył w 2012 roku, lecz opuścił go zaledwie po dwóch sezonach. Obecnie bryluje w OGC Nice. Kolejnym talentem miał być Ishak Belfodil, którego sprowadzono ze szkółki Clermont. Belfodil podobnie jak inni perspektywiczni zagrał 13 spotkań opuścił Lyon i przeniósł się do Parmy. AS Monaco w 2008 roku sprzedało za 4,5 mln € Frederica Piquionne'a. Napastnik rodem z Martyniki rozegrał 26 spotkań, ustrzelił 4 bramki i po dwóch sezonach odszedł do West Ham United. Po fantastycznym sezonie w EA Guingamp na przenosiny do Les Gones zdecydował się Claudio Beauvue. Tylko jeden sezon wystarczył by potwierdzić, że reprezentant Gwadelupy nie zostanie ikoną OL. Sprzedany do Celty Vigo w 2016 roku. Włodarzom Lyonu w 2003 roku udało się ściągnąć jednego z najlepszych strzelców w historii Bayernu - Giovane Elber trafił do Francji w wieku 31 lat, lecz wciąż był głodny gry...przynajmniej tak się wydawało. Elber zaliczył 41 spotkań i strzelił 15 bramek po czym odszedł i wrócił do Bundesligi.

 
Kanoute, Elber, Baros, Carew oraz Frau - 5 wspaniałych napastników, którzy nie przekonywali w barwach Lyonu.

Kolejnym Brazylijczykiem, który nie spełnił oczekiwań był Nilmar. Do Francji trafił w 2004 roku za 5,7 mln € z Internacionalu. W OL występował do 2006 roku, a statystyki ma następujące, mecze: 46, bramki: 7. Sprzedany do Corinthians. Pierre-Alain Frau to kolejny zawodnik, który do Les Gones trafił z Sochaux. Na ten transfer prezes klubu wydał 8,5 mln €, które nie do końca się spłaciło. Frau rozegrał 51 spotkań zdobył 9 bramek i zdobył dwa tytuły mistrzowskie ale gwiazdą Lyonu nigdy nie był. W 2006 odszedł za 5 mln € do PSG. Dwóch ostatnich napastników może i zdobyło dwa razy mistrzostwo Francji oraz w pewnym momencie stanowili o sile zespołu z Lyonu, jednak podsumowując ich sezony ewidentnie trzeba stwierdzić, że stać ich było na wiele więcej. Mowa o Milanie Barosu i Johnie Carew. Czeski napastnik po nieudanej przygodzie w Premiership zdecydował się na Francję. Początkowo dobrze spisywał się w Les Gones, ale z meczu na mecz gdzieś znikał. Tylko 33 spotkania i 7 bramek strzelił "wielki" Czeski talent w Lyonie. John Carew natomiast do Lyonu przybył po nieudanych przygodach w Valencii, Romie oraz Besiktasie. Imponował w pierwszych spotkaniach w lidze i pucharach, lecz po kilku miesiącach jego forma była coraz słabsza. Przez dwa lata gry uzbierał 52 mecze oraz 17 goli po czym odszedł do Aston Villi.
 
Jedenastka najbardziej niespełnionych zawodników Olympique Lyon.

Od momentu przejęcia władzy przez Jeana-Michela Aulasa, Lyon stał się jednym z najpotężniejszych klubów w Ligue 1. Przez lata święcił sukcesy oraz stał się klubem, którego obawiała się elita europejskiej piłki. Nie brakowało im talentów z własnej szkółki, oraz pieniędzy na gwiazdy światowego formatu. W obecnych czasach Lyon może i nie liczy się w walce o mistrzostwo Francji, jednak nadal wypuszcza na rynek nazwiska, które w przyszłości, a może i już stają się gwiazdami futbolu. Może za kilka sezonów prezes Aulas postanowi nie sprzedawać diamentów piłki nożnej do potentatów i sam zbuduje po raz kolejny wielki Olympique Lyon, którego w lidze jak i pucharach będą obawiać się najwięksi.      
continue reading Spełnieni kontra niespełnieni, część VI - Olympique Lyon

środa, 29 listopada 2017

Felix "Qualix" - trener dręczyciel i jego trenerska przygoda.

Felix "Qualix" - trener dręczyciel i jego trenerska przygoda.


Qual - to w języku niemieckim oznacza dręczyć. Taki też przydomek przypisany do swojego imienia ma jeden z najbardziej wymagających ale i sukcesywnych trenerów w historii niemieckiej piłki - Felix "Qualix" Magath. Trener, który z jednej strony swoimi technikami szkoleniowymi potrafił dosłownie "zajechać" najlepsze gwiazdy Bundesligi, a z drugiej strony wielu zawodników zawdzięcza mu dotarcie na szczyt swoich możliwości. Aktualnie Magath pełni funkcję trenera w chińskim Shandong Luneng Taishan.
 


Felix Magath swoją przygodę jako trener rozpoczął w 1986 roku, tuż po zakończeniu kariery w HSV Hamburg. Właśnie w tym klubie rozpoczął się jego najlepszy etap w karierze jako zawodnika. W barwach Hanseaten Magath rozegrał 358 spotkania i zdobył 58 bramek we wszystkich rozgrywkach. To za jego czasów HSV odnosiło najwięcej sukcesów, takich jak: 3 mistrzostwa Niemiec, Puchar Zdobywców Pucharów oraz Puchar Mistrzów. Warto dodać, że w finałowych spotkaniach w/w europejskich rozgrywek zdobywał bramki na wagę zwycięstwa.
Wracając, jednak do kariery trenerskiej, którą najpierw rozpoczął w drugim zespole HSV, później stał się ich pierwszym trenerem i zastąpił Beno Möhlmana. Po dwóch latach odszedł i objął 1.FC Nürnberg, który wtedy występował w 2. Bundeslidze i od razu wywalczył awans. W kolejnych sezonach zakontraktowany został m.in. przez Werder Brema, Eintracht Frankfurt oraz VfB Stuttgart. W tym ostatnim zespole udało mu się zostać na dłużej i stworzyć bardzo groźną drużynę, która przez kilka sezonów stanowiła o sile Bundesligi. W 2003 roku po zajęciu drugiego miejsca w Bundeslidze, trener Magath został wybrany trenerem roku w niemieckiej piłce nożnej. Jego sukcesy z zespołem Stuttgartu nie przeszły obojętnie obok włodarzy Bayernu Monachium, który postanowił zakontraktować Felixa w roli trenera. Pierwsze dwa sezony w Bayernie były bardzo udane. Magath przyczynił się do zdobycia mistrzowskich pater numer 19 i 20, a także dwóch pucharów Niemiec. Jedyne na co narzekali włodarze Bayernu za kadencji Magatha to brak sukcesów w europejskich pucharach, dlatego też trzeci sezon pod wodzą "Qualixa" był ostatnim w roli szkoleniowca Bayernu. Po zajęciu rozczarowującego 4 miejsca w Bundeslidze i kolejnych niepowodzeniach w europejskich pucharach, Magath zdecydował się przejąć Vfl Wolfsburg, który mimo coraz większego potencjału nie spełniał oczekiwań. Pod wodzą Felixa popularne Wilki najpierw zajęły 5 miejsce, a w kolejnym sezonie zdobyli Mistrzostwo Niemiec kosztem właśnie Bayernu. Można powiedzieć, że Felix Magath mocno zagrał na nosie włodarzom Bayernu pokazując, że za wcześnie został skreślony przez "Die Roten".

Tak przez lata zmieniał się Felix Magath.

Niespodziewanie po zdobyciu pierwszego mistrzostwa Niemiec z Wolfsburgiem Felix Magath skusił się na ofertę Schalke 04 Gelsenkirchen, które także marzyło o odzyskaniu tytułu najlepszej drużyny w Niemczech. Niestety nic dwa razy się nie zdarza "Die Königsblauen" w pierwszym sezonie pod wodzą "Qualixa" zajęli 2 miejsce ustępując tylko Bayernowi, a w kolejnym zajęli zaledwie 10 miejsce, co spowodowało odejście Magatha z Veltins Arena. Felix "Qualix" jeszcze raz postanowił wrócić do Wolfsburga, ale szybko okazało się, że nie ma już takiego wpływu na zawodników, po rozczarowujących trzech sezonach pożegnano się z Felixem Magathem, a on sam postanowił obrać nieco inny kierunek.

Z Schalke i Fulham Magath nie miał co świętować.

Najpierw wybrał się do Anglii, gdzie objął rolę menadżera Fulham Londyn. "The Cottagers" w 2014 roku znajdowali się w dużym kryzysie, który mimo przybycia Magatha zakończył się spadkiem to rozgrywek Championship. Tak szybko jak zaczęła się przygoda w Anglii tak samo szybko się ona skończyła - tylko 20 spotkań w roli menadżera zaliczył Magath, którego niemal w każdym spotkaniu żegnano gwizdami. Po zwolnieniu z Fulham, Felix Magath postanowił zrobić sobie przerwę od piłki nożnej, twierdząc, że musi się zastanowić nad dalszą karierą trenerską. Po dwóch latach rozbratu z z futbolem Magath obrał sobie kierunek, który w przyszłości miał przebić popularność najlepszych rozgrywek krajowych w Europie. Wybór padł na Chiny, a dokładniej na Shandong Luneng Taidan. Rozgrywki Chinese Super League niedawno się zakończyły, a SD Luneng pod wodzą Magatha zajął 6 miejsce. Można powiedzieć, że jest to duży sportowy awans dla klubu w porównaniu z zeszłym sezonem, gdy ledwo utrzymali się w lidze. Ciekawe czy w przyszłych rozgrywkach Shandong powalczy o tytuł najlepszego zespołu w Chinach.
 
Tak przywitano Felixa Magatha w Chinach.
Sposób z jakim obchodził się Felix Magath ze swoimi piłkarzami może się podobać lub nie ale trzeba pamiętać, że jego metody treningowe były skuteczne i przede wszystkim przynosiły sukcesy. Nie zawsze długofalowe, jednak nie można zapomnieć także o tym, że tam gdzie zjawiał się Magath tam było widać efekt ciężkiej pracy. Brak trwałości wyników może wynikać z tego, że piłkarze oraz największe "gwiazdeczki" po prostu nie chciały ciężko trenować - myślą, że sukces przychodzi sam od siebie i bez jakiegokolwiek wysiłku, a wiadomo, że tak nie jest. Szkoda, że Felix Magath nigdy nie objął Reprezentacji Niemiec, ciekawe jakie byłyby efekty pracy w tak dobrze funkcjonującej już maszynie jaką jest "Die Mannschaft". Może wybór Chinese Super League był celowy, ponieważ azjatycka kultura słynie z ciężkiej pracy w dążeniu do celu.
 
Sukcesy Felixa Magatha
Jako piłkarz:
3x Mistrzostwo Niemiec w barwach  HSV (1979,1982,1983)
1x Puchar Zdobywców Pucharów z HSV (1977)
1x Puchar Mistrzów z HSV (1983)
1x Mistrz Europy z Reprezentacją Niemiec (1980)
2x drugie miejsce na Mistrzostwach Świata (1982,1986)
Jako trener:
3x Mistrz Niemiec (2x Bayern, 1x Wolfsburg)
2x Puchar Niemiec (2x Bayern)
1x Puchar Ligi (Bayern)
3x trener roku (2003, 2005,2009)


Źródło: www.Transfermarkt.de
continue reading Felix "Qualix" - trener dręczyciel i jego trenerska przygoda.

piątek, 24 listopada 2017

Spełnieni kontra niespełnieni część V - FC Liverpool

Spełnieni kontra niespełnieni część V - FC Liverpool

Pierwszy cykl "Spełnieni kontra niespełnieni" poświęcony zespołom z Anglii, wyspy gdzie powstała taka dyscyplina sportowa jak futbol zakończymy na podsumowaniu zespołu, który w latach 70-tych oraz 80-tych był jednym z najlepszych na Świecie. Najpierw pod wodzą Billa Shankly'ego, a później Boba Paisley'a - FC Liverpool sięgał po najważniejsze trofea w Anglii oraz Europie. Niestety dominacja Manchesteru United zrzuciła klub z Anfield na drugą lokatę jeżeli chodzi o triumfy w rozgrywkach Premier League, a Liverpool swoje ostatnie mistrzostwo świętował w 1990 roku. Mimo braku sukcesu w rodzimej lidze fani "The Reds" cieszyli się z sukcesów w Pucharze Anglii, Pucharze Ligi, a także w europejskich pucharach. Zapraszam.
 
Legendy Liverpool'u na jednym zdjęciu.

Ostatnim wielkim sukcesem jest triumf w rozgrywkach Ligi Mistrzów w sezonie 2005, gdy po fascynującym finale z AC Milan, zespół Rafy Beniteza zdołał odrobić trzy-bramkową stratę i w serii rzutów karnych pokonać "Rossonerich". Właśnie w tamtym meczu swoją wartość pokazali piłkarze, którzy do teraz zaliczani są do sław i legend klubowych. Na pierwszym miejscu z pewnością jest wielki "Steve G", o którym kibice z Anfield nigdy nie zapomną. Mimo iż zakończył już swoją karierę to jest jednym z ostatnich, który w obecnych czasach zaliczany jest do legend "The Reds". Fakt, nie można zapomnieć o takich zawodnikach, którzy pod wodzą Shankly'ego oraz Paisley'a stali się ikonami: Grobbelaar, Clemence, Lawrenson, Dalglish, Rush, Barnes, Keegan, Callaghan, Hansen, Souness, Neal, Beardsley, Mölby, McDermott, Ray Kennedy, Allan Kennedy czy Hunt. Pamiętać należy także o zawodnikach, którzy w nowożytnej historii klubu z Anfield zapisali się złotymi zgłoskami jak: Jamie Carragher, Sami Hyypia, Stephan Henchoz, Jerzy Dudek, Dietmar Hamann, Steve McManaman, Robbie Fowler, Xabi Alonso, Michael Owen, Fernando Torres, Luis Suarez oraz Steven "Stevie G" Gerrard.


Do trzech najbardziej niespełnionych piłkarzy na pozycji bramkarza w zespole z Merseyside z pewnością można zaliczyć Scotta Carson'a, Chrisa Kirkland'a oraz Petera Gulacsi'ego. Największą pomyłką bramkarską z tych nazwisk okazał się Chris Kirkland, który sprowadzony został w 2001 roku z Coventry City za ponad 8 mln €. Kirkland w klubie z Anfield miał stać się golkiperem legendą. Po 4 latach spędzonych w Liverpoolu, Kirkland'a zaczęto wypożyczać do innych  zespołów, a ostatecznie sprzedano go do Wigan. Zaliczył zaledwie 45 występów. Scott Carson na Anfield trafił w 2005 roku z Leeds United za niespełna 1,5 mln €. Przez trzy lata gry zaliczył zaledwie 10 występów w barwach "The Reds" i w 2008 sprzedano go do West Bromwich. Gulacsi do Anglii przyleciał z węgierskiego MTK Budapeszt w 2008 roku. Przygoda na Anfield okazała się dla niego prawdziwą drogą przez mękę. Włodarze cały czas wypożyczali go do zespołów z niższych klas, a ostatecznie sprzedali go do RB Lipsk w 2013 roku, tam Węgier pokazał swoje umiejętności i teraz jest jednym z najlepszych bramkarzy w Bundeslidze. W barwach Liverpoolu dla odmiany nie zaliczył ani jednego występu.

 
Carson oraz Gulacsi kariery w Liverpool'u nie zrobili.

Na przeprowadzkę w 2008 roku z Udinese do Liverpoolu zdecydował się Andrea Dossena, który do zespołu Rafy Beniteza przeszedł za 9 mln €. Niestety wystarczył jeden sezon by potwierdzić, że Włoch nie nadaje się do ligi angielskiej. 31 spotkań we wszystkich rozgrywkach zaliczył Dossena w barwach Liverpoolu, a później odszedł do Napoli. w 2010 roku na Anfield zawitał doświadczony w ligowych bojach Paul Konchesky, który miał stanowić o sile bocznych sektorów boiska, rzeczywistość okazała się inna. Konchesky zaliczył tylko 18 występów, a po sezonie sprzedano go do Leicester. W 2002 roku głośnym transferem popisał się piłkarz, który już wtedy szokował wyglądem. Abel Xavier - bo o nim tutaj mowa przeniósł się z Evertonu do Liverpoolu czym wzbudził sporo kontrowersji. Portugalski obrońca na Anfield wytrzymał 2 sezony, w których zaliczył 20 spotkań. Fabio Aurelio w 2006 roku przeszedł z Valencii do Liverpoolu. Brazylijczyk zaliczył ponad 134 występy w barwach "The Reds", lecz rzadko kiedy przekonywał kibiców swoimi występami. Kolejnym nieudanym transferem był Philipp Degen, szwajcarski defensor trafił do Liverpoolu z Dortmundu w 2008 roku, lecz na Anfield częściej przesiadywał u klubowego lekarza niż grał, zaliczył aż 13 spotkań i po 3 sezonach odszedł, karierę zakończył w FC Basel. Rok wcześniej na Anfield sprowadzono perspektywicznego Emiliano Insuę z Boca Juniors, boczny obrońca początkowo prezentował się solidnie ale ostatecznie kariery w Liverpoolu nie zrobił, zaliczył 62 spotkania, a w 2011 sprzedano go do Sportingu Lizbona. Włodarze z czerwonej części Merseyside nie mieli także szczęścia w sprowadzaniu środkowych obrońców, o to kilka przykładów. Znany pewnie wszystkim kameruński defensor Rigobert Song w 1999 przeniósł się na Anfield z Salernitany. Przez 2 sezony zagrał w 35 spotkaniach i szybko zdecydował się na odejście do West Ham United. Garbiel Paletta to kolejny Argentyńczyk, który podobnie jak Insua miał stać się filarem obrony "The Reds", a po zaledwie 8 występach pożegnał się z Premiership i przeniósł do Serie A. W 2011 roku z Nacionalu Montevideo do Liverpoolu przeniósł się Sebastian Coates perspektywiczny defensor miał w przyszłości zastąpić Jamiego Carraghera. Okazało się, że Coates nie potrafił zaaklimatyzować się na Anfield i po 4 latach odszedł do Sunderlandu. W Liverpoolu zaliczył rozczarowujące 24 spotkania. Brak perspektywy do gry w PSG zmusił Mamadou Sakho do zmian barw klubowych. Francuz wybrał grę dla Liverpoolu, początkowo był defensorem nie do przejścia i spisywał się znakomicie, lecz pod wodzą Jürgena Kloppa, Sakho przestał zachwycać i w 2017 roku skłócony ze sztabem trenerskim odszedł do Crystal Palace. 80 występów i 3 bramki to dorobek Francuza w barwach "The Reds". W tym samym okienku w którym sprowadzono Sakho na Anfield Road zawitał młody Portugalczyk Thiago Ilori, transfer tego obrońcy kosztował 7,5 mln € i szybko miał się spłacić. Stało się inaczej. Przez cztery sezony Ilori więcej podróżował po innych klubach w ramach wypożyczenia, a ostatecznie został sprzedany w 2017 do Reading za 4,3 mln €. Tylko 3 razy wystąpił w barwach pierwszego zespołu Liverpoolu.

 
Degen, Konchesky, Ilori, Song, oni nie zabłysnęli na Anfield.

Teraz przejdziemy do formacji, która u 18 krotnego Mistrza Anglii należy do najważniejszych, środkowi pomocnicy zawsze musieli mierzyć się z wielkim wyzwaniem oraz dorównywać takiemu zawodnikowi jakim był Steven Gerrard. Christian Ziege w 2000 roku zamienił Middlesbrough na Liverpool, lecz po jednym sezonie i 27 spotkaniach odszedł do Tottenhamu. Salif Diao był jedną z wyróżniających się postaci na MŚ w 2002 roku w kadrze Senegalu. Dobre występy zaprocentowały transferem do Anglii. CS Sedan na transferze Senegalczyka zarobiło 7,5 mln €. Diao przez 4 sezony gry na Anfield nie grał już tak jak w Korei i Japonii, dlatego w 2006 odszedł do Stoke City. W 2005 roku Mohamed Sissoko został sprzedany za 12 mln € z Valencii. Przez 3 sezony zaliczył 86 spotkań ale nie przekonywał swoimi występami. W 2008 włodarze "The Reds" skorzystali z oferty Juventusu i zarobili 11 mln €. Rok później za 20 mln € z AS Roma sprowadzono Alberto Aquilaniego, który według wielu mógł zostać idealnym boiskowym partnerem dla Gerrarda. Wychowanek "Giallorossich" doznał kontuzji, która wykluczyła go na 214 dni, przez co w barwach Liverpoolu rozegrał tylko 28 spotkań. Później wypożyczano go do Juve i Milanu, a w 2012 odszedł za 2 mln € do  Fiorentiny. Po nieudanym transferze Aquilaniego w 2010 roku na Anfield trafił duński pomocnik Christian Poulsen. Szybko okazało się, że były piłkarz Schalke nie prezentuje tak wysokiego poziomu jak niegdyś. 21 meczy i transfer do Evian to konsekwencja słabych występów. Poulsen odszedł, a przyszedł Raul Meireles, który zaliczał fantastyczne występy w FC Porto. W kolejnym sezonie w kadrze zabrakło Portugalczyka ponieważ skorzystał z oferty Chelsea czym zraził do siebie kibiców "The Reds". Na Anfield rozegrał 44 spotkania zdobył 5 bramek i miał 6 asyst. Szkoda, że tak szybko odszedł bo pewnie zostałby legendą Liverpoolu. Obok Meirelesa do "The Reds" trafił także Stuart Downing oraz Charlie Adam, wszyscy ci zawodnicy byli w tym czasie reprezentantami swoich krajów. Downing na Anfield wytrzymał najdłużej. 3 sezony, 91 spotkań, 7 bramek i 11 asyst, statystyki byłyby pewnie lepsze ale Downing został sprzedany do West Ham United ponieważ włodarze oczekiwali od niego więcej. Charlie Adam zaliczył fenomenalny sezon w Blackpool czym otwarł sobie drzwi do "Bramy Shankly'ego" na Anfield. Niestety Adam nie spełnił oczekiwań, 37 spotkań, 2 bramki i 10 asyst to dorobek Szkota w barwach "The Reds" do tego trzeba zaliczyć kontuzję, która wykluczyła go na 87 dni. Ostatecznie Adam odszedł do Stoke w 2012 roku. Jonjo Shelvey w 2010 roku przeszedł z Charlton Athletic na Anfield i przez 3 lata próbował przebić się do pierwszej jedenastki. Przez ten okres zaliczył 69 spotkań, strzelił 7 bramek i miał 4 asysty, lecz brak regularnych występów w pierwszej jedenastce spowodował, że Shelvey odszedł do Swansea w 2013 roku.
 
Kolejne nazwiska, które nie stały się ikonami "The Reds".

Przejdziemy teraz do pozycji bocznych ofensywnych pomocników, którzy nie sprawdzili się w Liverpoolu. Pierwszym wielkim nazwiskiem, które nie podołało jest - Harry Kewell. Australijczyk przeniósł się na Anfield w 2003 roku z pogrążonego w długach Leeds United za 10 mln €. Przez 5 lat gry Kewell rozegrał co prawda 146 spotkań, jednak zdobył tylko 16 goli, a od zawodnika o takich umiejętnościach wymagano o wiele więcej w Liverpoolu. W 2008 roku odszedł do Galatasaray. Kolejnym utalentowanym zawodnikiem, który przybył do zespołu "The Reds" był Jermaine Pennant, który w 2006 roku przeszedł z Birmingham City za niespełna 10 mln €. W 3 lata uzbierał 80 występów 3 bramki i 18 asyst, to trochę za mało jak na Liverpool. Odszedł do Realu Saragossa, a w późniejszym czasie grał nawet w Indiach. Po bardzo obiecujących występach w barwach Ajaxu Amsterdam młody wówczas Ryan Babel zdecydował się na transfer do Liverpoolu za 17,2 mln €. Kibice spodziewali się, że talent na miarę Overmarsa czy Bergkampa będzie zachwycał swoimi występami całą Anglię. Babel w barwach Liverpoolu zaliczył 146 meczy, strzelił 22 bramki oraz 18 asyst. Nie były to osiągnięcia na miarę gwiazdy. W 2011 roku odszedł do Hoffenheim, a aktualnie znakomicie spisuje się w Besiktasie. Alberto Riera w 2008 roku zachwycał w Primera Division w barwach Espanyolu. Tak też narodziła się opcja wykupienia go z Barcelony i sprowadzenia na Anfield. Podobnie jak w poprzednich przypadkach Riera nie sprostał zadaniom (56 meczy, 5 bramek, 6 asyst) i po dwóch sezonach  opuścił "The Reds", a jego nowym celem okazała się Grecja. Milan Jovanovic po znakomitych występach w Standardzie Liege przeniósł się w 2010 roku do Anglii. Przygoda z Premiership nie trwała jednak długo, zaledwie 18 występów w sezonie 2010/11 zaliczył Serb i wrócił do Belgii, tyle tylko, że do Anderlechtu. Włodarze Liverpoolu kilkukrotnie sprowadzali zawodników z najlepszych szkółek piłkarskich w Europie. Dani Pacheco oraz Luis Alberto skusili się na ofertę "The Reds". Pierwszy z nich trafił do Anglii w 2007 roku z Barcelony B, często jednak wypożyczany do innych klubów zaliczył tylko 17 występów i ostatecznie w 2013 roku opuścił Anfield na rzecz 2.ligowego hiszpańskiego Alcorcon. Natomiast Alberto trafił z drugiego zespołu Sevilli w 2013 roku za 8 mln €, również kilkukrotnie wypożyczano go do innych klubów, by ostatecznie sprzedać go w 2016 roku do Lazio. W pierwszym zespole Liverpoolu zagrał 12 razy. Suso w 2010 roku przeniósł się z Cadiz do Liverpoolu i od początku żałował tego transferu, częściej siedział na trybunach niż grał lub po prostu nie korzystano z jego usług. Po kilku wypożyczeniach zdecydował się na opuszczenie miasta Beatlesów. Obecnie gra w Milanie i jest  jedną z najjaśniejszych postaci klubu z San Siro. W sezonie 2012/13 sprowadzono kolejnych skrzydłowych, Marokańczyka Assaidiego oraz Włocha Borniniego. Assaidi przeszedł z Heerenveen, natomiast Borini trafił do Liverpoolu z AS Romy. Pierwszy z nich na Anfield wytrzymał zaledwie sezon, po 12 spotkaniach odszedł na wypożyczenie, a dopiero w 2015 postanowiono go sprzedać. Borini wytrzymał trochę dłużej ale nie oznacza to, że zachwycał fanów z trybuny "The Kop". 38 spotkań, 3 bramki tyle uzbierał przez 3 sezony. Sprzedano go do Sunderlandu, w którym również nie zachwycał, obecnie gra w Milanie. W 2006 roku ze szkółki Saint Etienne sprowadzono Nabila El Zhara, lecz Marokańczyk kariery na Anfield nie zrobił. W 2011 odszedł do Levante. Serb Lazar Markovic w 2014 roku za 25 mln € przeniósł się z Benfiki do Liverpoolu. Miał zastąpić takie nazwiska jak Kuyt czy Benayoun, lecz szybko okazało się, że nie pasuje do "The Reds", krewki charakter nie pozwala mu w pełni prezentować swojego piłkarskiego talentu, mimo iż Liverpool definitywnie nie pozbył się Markovica, to wątpliwe jest czy jeszcze zrobi karierę na Anfield. Dotychczas rozegrał 34 spotkania w barwach Liverpoolu. Warto jeszcze wspomnieć, że w 2010 na ciekawy ruch zdecydował się Joe Cole, z Chelsea przeszedł do Liverpoolu. Niestety jak to często bywa przy takich transferach - są one niezwykle ryzykowne - tak właśnie było z Cole'm, który spędził 3 sezony na Anfield i zagrał tylko 42 razy, strzelając 5 bramek i notując 3 asysty. 
 
Balotelli, Morientes, Baros i kilku innych, nie tak wyobrażało sobie przygodę w mieście Beatlesów.

Ostatnią pozycją, która niewątpliwie trzeba omówić to napastnicy. W buty tak znakomitych nazwisk jak: Rush, Dalglish, Keegan, Owen, Torres czy Suarez próbowało wejść wielu, lecz nie każdemu pisane są triumfy i strzeleckie rekordy. Sean Dundee w 1998 roku po trzech latach gry dla Karlsruhe SC zdecydował się na transfer do o wiele większego klubu. Padło na Liverpool, lecz szybko okazało się, że był to za duży krok. Dundde w barwach "The Reds" rozegrał 4 spotkania i szybko wrócił do Stuttgartu. 2002 rok to okres, w którym Liverpool sprowadzał wielu młodych zawodników, z których mieli powstać prawdziwi snajperzy. Anthony Le Tallec był jednym z najbardziej obiecujących piłkarzy Le Havre, dlatego też wykupiono go za 2,5 mln €, francuski napastnik długo walczył o miejsce w składzie Liverpoolu ale ostatecznie nie stał się napastnikiem na długie lata. W 2008 roku po 30 spotkaniach i strzeleniu 1 gola dla "The Reds" odszedł do LeMans. Podobny przypadek spotkał rok później Florenta Siname-Pongolle, przyszedł jako perspektywa na przyszłość ale szybko z niego zrezygnowano i w 2007 odszedł do Huelvy, na Anfield rozegrał 60 spotkań i strzelił 9 bramek. Podobnie jak wspomniany Salif Diao dobre występy na MŚ w 2002 roku zaliczył El-Hadji Diouf, który przeniósł się z RC Lens za 15 mln €. Diouf od początku miał pod górkę i spisywał się fatalnie, 77 występów i 5 bramek to dorobek przez 3 sezony gry dla Liverpoolu. Jeszcze jedno obiecujące nazwisko zostało sprowadzone w 2002 roku - Milan Baros stawał się w tamtym okresie gwiazdą reprezentacji Czech. Na Anfield widziano w nim potencjał na niesamowitego napastnika ale ostatecznie Baros zawiódł: 105 meczy, 25 bramek w 3 sezony to za mało. Odszedł Diouf odszedł Baros, a na ich miejsce sprowadzano kolejnych zawodników. W 2004 na Anfield trafił Djibril Cisse, francuski snajper opuścił Auxerre, w którym dwa razy zdobywał koronę króla strzelców. Kibice z trybuny "The Kop" wierzyli, że Djibril dla Liverpoolu stanie się tak wielkim snajperem jakim dla Arsenalu był wówczas Thierry Henry, lecz Cisse stracił dwa sezony na poważnych kontuzjach złamania kości piszczelowej. Pauzował 368 dni, przez co w barwach "The Reds" rozegrał tylko 79 spotkań i zdobył 24 bramki. W 2006 najpierw wypożyczono go do Marsylii, a ostatecznie tam sprzedano. Fernando Morientesa zapewne nie trzeba nikomu przedstawiać, znakomity hiszpański napastnik po opuszczeniu Realu Madryt stał się łakomym kąskiem dla wielu wielkich piłkarskich firm. Anglia nie stała się jego drugim domem, w 60 występach zdobył dla Liverpoolu 12 bramek i po 2 sezonach wrócił do LaLigi, a konkretniej do Valencii. Ukraiński napastnik Andriy Voronin trafił do Liverpoolu z Bayeru Leverkusen. Dobre występy w Bundeslidze pozwoliły Voroninowi wejść na wyższy poziom, który miał potwierdzić na Anfield. Przez 3 sezony Voronin uzbierał 40 spotkań i zdobył 6 bramek i niestety nie stał się tak wartościowym napastnikiem jakim był Shevchenko dla Milanu. David N'Gog trafił do Anglii jako perspektywiczny zawodnik z PSG. Liverpool zapewnił sobie jego usługi w 2008 roku, od tego momentu N'Gog wystąpił w 94 spotkaniach, zdobył 19 bramek i... nie zwojował Premiership. Z Liverpoolu odszedł latem 2011 roku.
Jeden z najdroższych transferów w historii Liverpoolu oraz rozgrywek Premiership miał miejsce w sezonie 2010/11, wtedy właśnie z Newcastle United za 41 mln € przeszedł Andy Carroll, 21 letni wtedy napastnik dobrze spisywał się w barwach "Srok", a włodarze "The Reds" od samego początku zagięli na niego parol. Od momentu pojawienia się na Anfield, Carroll stracił instynkt snajperski do tego trapiły go kontuzje, a kibice z czerwonej części Merseyside zamiast radować się z jego bramek musieli oglądać nieporadność w ataku. Carroll odszedł w 2013 roku do West Ham United za niespełna 18 mln €, 58 spotkań, 11 bramek to dorobek w barwach "The Reds". Znakomite występy w barwach Celty Vigo skusiły Liverpool do zatrudnienia Iago Aspasa. Myślano pewnie, że może będzie to talent na miarę Luisa Garcii, a nawet Torresa. Nic z tych rzeczy, niestety. Aspas rozegrał zaledwie 15 meczów, strzelił 1 bramkę i w 2015 roku odszedł do Sevilli, obecnie znów gra w Celcie Vigo... wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Gdy Luis Suarez odszedł do Barcelony w 2014 roku wiadomo było, że o zastąpienie takiej gwiazdy będzie bardzo trudno. Brendan Rodgers, który w tamtym okresie był trenerem "The Reds" zdecydował się na sprowadzenie jednego z najbardziej krnąbrnych i niezdyscyplinowanych napastników na całej kuli ziemskiej - Mario Balotelli przeniósł się z Milanu za 20 mln €. Rodgers po cichu myślał, że uda mu się okiełznać problemy "Super Mario" i zrobić z niego gwiazdę na miarę Suareza. Szybko się okazało, że to nie nastąpi. Balotelli szybko zraził do siebie wszystkich i został wypożyczony, a w 2016 postanowiono sprzedać go do Nicei. W barwach  Liverpoolu zagrał 28 spotkań i zdobył 4 bramki. Lekiem dla kibiców z Anfield na Balotell'ego miał być transfer Christiana Benteke. Belgijski napastnik coraz lepiej radził sobie w Premiership i kwestią czasu był transfer do lepszego klubu. Włodarze z Merseyside, wykupili Benteke za 46,5 mln € z Aston Villi. Po raz kolejny nie były to dobrze wydane pieniądze, Belg zagrał 42 mecze zdobył 10 bramek i w 2016 odszedł do Crystal Palace za 31,2 mln €. Na jeszcze dziwniejszy ruch zdecydowano się w 2014 roku gdy z Southampton sprowadzono wiekowego Ricky'ego Lambert'a, który w barwach "Świętych" imponował skutecznością. Na Anfield zaliczył 36 spotkań, zdobył 3 gole i odszedł do West Bromwich. Ostatnim niespełnionym napastnikiem jest Danny Ings, który w 2015 po dobrych sezonach w Burnley postanowił przejść do Liverpoolu za 8,3 mln €. Ings na samym początku swojej przygody doznał poważnej kontuzji zerwania więzadeł w kolanie i musiał pauzować przez 210 dni opuszczając 50 spotkań. Rekonwalescencja była bardzo żmudna. Zaledwie 5 miesięcy po wyleczeni Ings po raz kolejny trafił do gabinetów lekarskich - musiał poddać się operacji kolana, które wcześniej leczył - przez co znów stracił ponad 200 dni na leczeniu. Stara się wrócić do swojej dawnej dyspozycji ale czy to jeszcze będzie możliwe? 
 
Tak prezentuje się 11 niespełnionych  w barwach  Liverpool FC.

Na Anfield Road od pamiętnego finału Ligi Mistrzów z utęsknieniem czeka się na wielki sukces. Ostatnio najbliżej triumfu byli w 2016 roku gdy w finale Ligi Europy spotkali się z Sevillą. Gablota w klubowym muzeum świeci ostatnio pustkami, a nie zanosi się na to by Jürgen Klopp znał rozwiązanie na tą pucharową niemoc. Gdyby fani z trybuny "The Kop" mogli to najchętniej wymyślili by wehikuł czasu i przenieśli się do najlepszych czasów "The Reds", gdy sukcesy w lidze i europejskich pucharach były codziennością. Teraz częściej muszą oglądać niezrozumiałe transfery oraz śledzić rozgrywki, w których Liverpool i tak nie wygrywa, a co gorsza ogląda sukcesy odwiecznego rywala Manchesteru United. Oby kiedyś to się zmieniło i znów będziemy wiwatować ich triumfy jak za dawnych czasów.   



Źródło: www. Transfermarkt.de
             www. liverpoolfc.com

   
continue reading Spełnieni kontra niespełnieni część V - FC Liverpool