środa, 12 października 2016

Gdy zawał serca to za mało. Polacy coś o tym wiedzą.

 Gdy zawał serca to za mało. Polacy coś o tym wiedzą.



Każdy polski kibic sportów drużynowych wie, a nawet przeżył co znaczy thriller i emocje w spotkaniach drużyn z orzełkiem na piersi. W szczególności można to zauważyć podczas spotkań siatkarzy, którzy często oddają przeciwnikowi dwa sety, by później odrabiać straty i po dramatycznych końcówkach wygrywać w tie-breaku. Szczypiorniści natomiast to już level expert jeżeli chodzi o dźwiganie ciśnienia i zawały serca. Myślałem że te dwie dyscypliny wyczerpują wystarczająco mój poziom adrenaliny i wysokiego ciśnienia. Nic bardziej mylnego, przez ten tydzień Orły Nawałki pokazały że i oni potrafią doprowadzić kibiców do prawdziwego przewrotu jeżeli chodzi o emocje.
Spotkanie z Danią, o ile w pierwszej połowie jeszcze rozgrywane było po myśli milionów polaków, czyli spokojne 2:0, to  druga połowa to prawdziwy rollercoaster. Lwandowski strzela na 3:0, szał radości, ekstaza wielu kibiców. Kilka minut później lekka konsternacja, samobój Glika i rozpoczyna się nerwówka. Dwadzieścia minut po kontaktowej bramce trafił Poulsen i w tym momencie każdy kibic w Polsce zaczął pewnie nerwowo spoglądać na zegarek, obgryzać paznokcie, łapać się za głowę itp. Nagle wielu polskich kibiców stało się ekspertami,a z ich  ust padały słowa: "a wpuść tego","a ściągnij tamtego", "a ten to cały mecz nic nie gra", "nawet dobrego podania nie zrobił", "nie no nawet ja bym lepiej zagrał". Gdy Adam Nawałka dokonał już zmiany, to kolejne opinie leżały już jak gotowce na kartkówkę u licealisty. : "nie no tylko nie on", "dlaczego on nie wpuści napastnika", "teraz robi zmianę jak już jest za późno". Nasi reprezentanci jednak wytrzymali pressing ze strony Duńskiej reprezentacji i doprowadzili skromne prowadzenie do  końcowego gwizdka. Ulga, odprężenie, rozładowanie napięcia, przecież najważniejsze są trzy punkty i walka o pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej. Do wtorku zapomnimy o Danii i spokojnie wygramy z Armenią pomyślał sobie pewnie niejeden kibic. Nadszedł wtorek, dzień spotkania, kibice na stadionie rozsiadali się spokojnie na krzesełkach PGE Areny, inni w domach w wygodnej kanapie lub w knajpach i barach przed telewizorami myśląc sobie ile bramek strzeli Lewandowski, a może Teodorczyk, czy Grosicki. Nasi piłkarze wyszli zmotywowani. Dobrze rozpoczęli spotkanie i kreowali sobie znakomite okazje do zdobycia pierwszej jakże ważnej bramki w konfrontacji z Ormianami, bramka która mogła otworzyć tak naprawdę worek goli i pozwoliłaby na wysokie zwycięstwo. Jednak przez pierwsze 45 minut po intensywnych  atakach na tablicy świetlnej widniały dwa zera. Armenia już od 30 minuty grała o jednego zawodnika mniej, gdy po dwóch żółtych  kartkach boisko musiał opuścić Andonian. Profit w postaci przewagi jednego zawodnika więcej na boisku, nie był jednak korzystny, a wręcz przeszkadzał chyba naszym reprezentantom, którzy zamiast napierać na bramkę przeciwnika, zaczęli rozgrywać przeciętne, a wręcz najgorsze spotkanie za kadencji Adama Nawałki. Tak szybko jak strzeliliśmy upragnioną bramkę na 1:0, tak szybko ją straciliśmy i znów zaczęła się katorga dla naszych  orłów. Co gorsza Ormianie, nagle uwierzyli że 11 października to  jest ich dzień na pokonanie ćwierćfinalisty poprzedniego Euro. Nasza reprezentacja biła głową w mur, cały stadion drżał ponieważ spodziewano się najgorszego, czyli straty punktów z potencjalnie słabszym rywalem, kibice przed telewizorami pewnie najchętniej wyrzuciliby swoje LCD'ki przez okno. Jednak w przedostatniej akcji spotkania, faul na Rybusie, rzut wolny z lewej strony pola karnego i ostatnia szansa na trzy punkty. Wielu kibiców i ekspertów w tym czasie pewnie pomyślało "jeżeli istnieje bóg futbolu, to  niech  sprawi że padnie bramka", kto wie może właśnie wysłuchał ktoś tych próśb i modlitw. Bramka padła, piękna asysta Kuby do Lewandowskiego i mamy to zwycięstwo jest nasze!!. Wszyscy oszaleli z radości w domach, knajpach, na stadionie. 
Zdobyliśmy sześć punktów, na sześć możliwych w tej kolejce eliminacyjnej, jesteśmy na drugim miejscu przed potencjalnie najgroźniejszymi rywalami z Danii i Rumunii. Czy o czymś zapomniałem, a no tak styl gry i koncentracja naszej drużyny. 
Styl gry, w pierwszym meczu z Danią wyglądało to o wiele lepiej, ale graliśmy w innym składzie z Milikiem czy Piszczkiem. Słabo jednak wyglądał środek pola, odłączony Krychowiak i Zieliński, ten pierwszy zagrał chyba najsłabsze zawody w obydwóch  spotkaniach. Glik również popełniał dużo błędów w pierwszym spotkaniu. Na szczęście w gazie był Lewandowski, czy Grosicki i to oni napędzali ataki. W meczu z Armenią natomiast wyszliśmy w mocno zmienionym składzie, jednak podobnie jak w meczu z Danią nie imponowała cała pomoc, oraz wykazaliśmy się dużą nieskutecznością i niefrasobliwością w polu karnym. 
Koncentracji i skupienia brakowało w obydwóch spotkaniach z Duńczykami za szybko się rozluźniliśmy i daliśmy się zepchnąć na własną połowę, z Armenią natomiast w końcówce traciliśmy głupie piłki, które niemal miałyby skutki tragiczne. Jednak dosyć narzekania, jeżeli po 10 spotkaniach eliminacji znajdziemy się na pierwszym miejscu premiowanym awansem do MŚ, to nikt nie wypomni spotkania z Armenią czy Kazachstanem. Polscy kibice posiadają jednak mentalność marudy i zawsze coś będzie nam przeszkadzało, nie podobało, denerwowało i zawsze będziemy narzekać że coś nie tak i tego nie zmienimy. Jednak na pewno znajdzie się garstka kibiców, którzy cieszą się z tych zwycięstw jak mało kto. Najlepszym komentarzem popisał się prawdopodobnie komentator NC+, Andrzej Twarowski, który na twitterze stwierdził: "Jak w ostatniej minucie wygrywają Niemcy i Włosi to są wspaniali i wyrachowani. Jak my, to mówimy o dzikim farcie - długa droga przed nami." Znakomite określenie i pewnie wielu prawdziwych kibiców się z tym zgodzi. 
Naszym reprezentantom życzymy aby do następnych spotkań eliminacyjnych przeanalizowali spotkania z Danią i Armenią i oczyścili głowy przed ważną bitwą z Rumunią 11 listopada. Kibicom natomiast życzę spokoju (x5 najlepiej), a także zakupu tabletek na uspokojenie lub respiratorów czy rozruszników serca.
Przecież jakoś trzeba te mecze przeżyć.    

0 komentarze:

Prześlij komentarz