czwartek, 25 maja 2017

NBA - wielki finał tuż tuż.

NBA - wielki finał tuż tuż.


Dwie półfinałowe pary tegorocznej odsłony NBA play-off znajdują się na ostatniej prostej przed starciem o tytuł mistrza najlepszej ligi koszykarskiej na Świecie. Golden State Warriors wyjątkowo łatwo poradziło sobie z San Antonio Spurs, a koszykarze aktualnego mistrza NBA - Cleveland Cavaliers są niemal pewne awansu do finału, prowadząc w serii do czterech zwycięstw 3:1 z Boston Celtics. 


Telewizyjni eksperci są w 99% pewni, że trzeci raz z rzędu rozegrany zostanie finał pomiędzy Cavaliers i Warriors. Obydwie ekipy dysponują bardzo wyrównaną kadrą oraz mają zawodników, którzy posiadają niezbędne umiejętności by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. 
Kawaleria pod wodzą Tyrona Lue przeszła przez pierwsze dwie fazy play-off'ów bez szwanku, nie przegrywając żadnego spotkania i gładko pokonując Indianę Pacers oraz Toronto Raptors stosunkiem - 4:0. Gdy okazało się, że ich przeciwnikiem w finale Konferencji będzie ekipa Celtów z Bostonu to spodziewano się przynajmniej 6 meczowej rywalizacji. Parkiety NBA zweryfikowały wszystkie podejrzenia i prognozy. Cavs zdemolowali w pierwszych dwóch spotkaniach w hali TD Garden Boston (104:117;86:130) i zadawano sobie pytanie czy - Celtowie są rywalem, który przeszkodzi rozpędzonej Kawalerii w obronie mistrzowskiego tytułu?
Spotkanie numer trzy rozegrane w Quicken Loans Arena w Cleveland pokazało, że Celtics nie zagubili swojej szczęśliwej "trójlistnej" koniczynki.  Emocjonujące i pełne niespodziewanych zwrotów akcji spotkanie trzymało wszystkich kibiców w niepewności aż do ostatniej syreny.  Celtowie w pierwszych dwóch  kwartach zawodzili. Wrócili do spotkania w kwarcie numer 3, mimo że przegrywali 17 punktami na początku tej kwarty to wzięli się w garść i przed rozpoczęciem 4 kwarty mieli już tylko 5 punktową stratę do Cavaliers. Trzeba także pamiętać, że Celtowie musieli radzić sobie w tym spotkaniu bez kontuzjowanego Isaiaha Thomasa, notabene największej gwiazdy klubu, który już nie pojawi się na parkiecie w tym sezonie.
Kontuzja biodra wyeliminowała Isaiaha Thomas'a z dalszej rywalizacji w finałach Konferencji.

Rolę zastępców przejęli Marcus Smart oraz Avery Bradley. Ten drugi zapewnił zwycięstwo w meczu numer 3 ekipie gości. Na 3 sekundy przed końcem spotkania zdecydował się na rzut za trzy - piłka zakręciła się przez kilka setnych sekund po obręczy i ostatecznie wpadła do kosza - czym zapewnił zwycięstwo i zmienił stan rywalizacji na 2:1 dla Cavs.
Król James zagrał chyba najsłabsze spotkanie w tegorocznych play-off's zdobywając 11 punktów, 6 asyst oraz 6 zbiórek.
Spotkanie numer cztery po raz kolejny odsłoniło mankamenty podopiecznych Brada Stevens'a, którzy po raz trzeci uznali wyższość Cavaliers. 112:99 to końcowy wynik meczu numer 4, w którym brylowali zawodnicy gospodarzy. Kyrie Irving oraz LeBron James zdobyli kolejno 42 i 34 punkty przyczyniając się do zwycięstwa numer trzy potwierdzając tym samym, że w finale powinna zagrać drużyna ze stanu Ohio.
James #23, Irving #2, Love #0 - spoglądają w kierunku finału NBA.

Zgoła inne emocje towarzyszyły kibicom na Zachodzie Konferencji. Rywalizacja pomiędzy Golden State Warriors oraz San Antonio Spurs miała wznieść się na poziom - ekspert. Koszykarze Wojowników pokazali jednak kto jest faworytem w tej konfrontacji jak i pretendentem do tytułu. Znakomita współpraca Curry'ego oraz Durant'a jest widoczna nie tylko dla fanów NBA ale i dla ich przeciwników, do tego w defensywie znakomicie spisuje się Draymond Green. Nasuwa się zatem pytanie - kto ich zatrzyma?
Coach Spurs- Greg Popovich po meczu numer jeden zastanawiał się jak ma stawić czoła Wojownikom skoro z powodu kontuzji wyeliminowany został - Kawhi Leonard (starcie z Zazą Pachulią w meczu numer jeden), a we wcześniejszej rywalizacji z Rockets odpadł Tony Parker.
Jedno ze starć z Pachulią doprowadziło do kontuzji gwiazdora Spurs - Kawhiego Leonard'a.

Bez dwóch tak ważnych ogniw nie da się nawiązać wyrównanej rywalizacji z koszykarzami z Oakland. Nie powinien więc dziwić wynik spotkania numer dwa (136:100), który mówi sam za siebie. Golden State na kolejne dwa spotkania przeniosło się do stanu Teksas, gdzie w hali AT&T Center chcieli przypieczętować awans do wielkiego finału. Wyniki 108:120 oraz 115:129 promowały zespół Steve'a Kerr'a, który nadal nie wrócił na ławkę trenerską po zabiegu wylania płynu rdzeniowego z kręgosłupa i nie wiadomo czy w ogóle pojawi się w tych play-off's. Jego podopieczni jednak radzą sobie świetnie bez trenera Kerr'a. Warriors są jedną z niewielu drużyn w historii NBA, która doszła do finałów play-off's bez ani jednej porażki. Trzy rywalizacje wygrane po 4:0 (Portland, Utah oraz San Antonio). Takie osiągniecie powinno prowadzić do tytułu mistrza NBA, lecz zeszły sezon pokazał, że rekordy (najlepszy wynik w sezonie zasadniczym 73:9 - Golden State Warriors) czy niecodzienne osiągnięcia nic nie znaczą gdy rywalizujemy w play-off's.
 
Trio Curry #30, Durant #35, Green #23 oraz spółka w drodze po mistrzostwo NBA
Prawdopodobnie w spotkaniu z czwartku na piątek poznamy drugiego finalistę, którym bez wątpienia powinna zostać ekipa z Cleveland. Wtedy po raz trzeci w akcji o mistrzostwo zobaczymy rywalizacje pomiędzy Kawalerią, a Wojownikami. Bez wątpienia dwie najlepsze drużyny ostatnich sezonów w NBA.

             
 
continue reading NBA - wielki finał tuż tuż.

niedziela, 21 maja 2017

20 lat minęło - wspominamy niesamowitych "Eurofighter"

20 lat minęło - wspominamy niesamowitych "Eurofighter"




 Zespół Schalke 04 lub jak wolą kibice "Königsblauen" znakomicie spisywał się w tegorocznych rozgrywkach Ligi Europy, w których mogli dotrzeć do  finału, a nawet powalczyć o triumf w tych rozgrywkach. Tym samym znakomicie uczciliby 20 rocznicę zwycięstwa w Pucharze UEFA w 1997 roku. Wtedy to, popularni wśród kibiców, "Eurofighter" niespodziewanie wygrali z wyżej notowanym zespołem Interu Mediolan, tym samym stali się zespołem, który na zawsze pozostanie w sercach najbardziej zagorzałych kibiców "Die Knappen".

Pamiętny triumf piłkarzy Schalke 04 Gelsenkirchen w Pucharze UEFA w 1997 roku.


Schalke w tegorocznym sezonie Bundesligi prezentowało się przeciętnie, jednak w rozgrywkach Ligi Europy zachwycało. Dopiero ćwierćfinał okazał się dla piłkarzy z Gelsenkirchen przeszkodą nie do przejścia, po emocjonującym dwumeczu z Ajaxem Amsterdam kibicom pozostał ogromny niesmak. Dla poprawy humoru warto przypomnieć jak "Eurofighter" pod wodzą Huuba Stevensa zdobyli jedno z najcenniejszych trofeów w historii klubu z Zagłębia Ruhry. 
Edycja Pucharu UEFA z 1997 roku bardzo różniła się od tej rozgrywanej w obecnych czasach, zespoły walczyły ze sobą w dwumeczach, a żeby dotrzeć do finału trzeba było rozegrać 10 spotkań. Finał także odbywał się w formie dwumeczu.
Popularni "Königsblauen" przygodę z pucharem UEFA rozpoczęli od dwumeczu z holenderską Rodą Kerkrade. W pierwszym spotkaniu podopieczni Stevensa wygrali 3:0 (bramki: Wilmots, Mulder, Anderbrügge) i spokojnie mogli myśleć o kolejnej rundzie. Rewanż zakończył się remisem 2:2 (bramki Wagner, Wilmots). Kolejnym przeciwnikiem drużyny Schalke było tureckie Trabzonspor. Tutaj zespół z Niemiec miał już większe problemy. U siebie tylko skromne 1:0 po golu Martina Maxa, w drugim spotkaniu po dwóch bramkach Johana de Kocka Schalke objęło prowadzenie 2:0 i wydawało się, że awans do kolejnej rundy jest pewny. Turecka drużyna zdołała jednak strzelić 3 bramki i objąć prowadzenie, tym samym zachowując szanse na awans. Dopiero gol na 3:3 pozwolił awansować zespołowi Stevensa do kolejnej rundy. W 1/8 finału przyszło się zmierzyć z zespołem Club Brügge. Drużyna z Belgii w pierwszym meczu okazała się lepsza i wygrała 2:1. Bramkę, która dawała nadzieję na awans zdobył Mike Büskens. W rewanżu Schalke po bramkach Marxa i Büskensa zwyciężyło 2:0 i zapewniło sobie awans do  1/4 finału. Na tym etapie rozgrywek "Königsblauen" trafili na hiszpańską Valencię. Pierwszy mecz rozegrany na Parkstadion w Gelsenkirchen (były stadion Schalke) zakończył się wynikiem 2:0. Gole zdobywali Thomas Linke oraz Marc Vilmots. W rewanżu padł remis 1:1 (bramka Moulder) i zespół pod wodzą Huuba Stevensa oraz dyrektora sportowego Rudiego Assauera zameldował się w półfinale.
bez tych dwóch panów sukces nie byłby możliwy: (z lewej) trener Huub Stevens z pucharem obok niego charyzmatyczny Rudi Assauer (znak rozpoznawczy - cygaro). Feta po zdobyciu pucharu na Parkstadion w Gelsenkirchen. 

Wielu ekspertów przecierało wtedy oczy ze zdumienia ponieważ nikt tak naprawdę nie podejrzewał, że zespół Schalke może dotrzeć tak daleko. Trzeba jednak przypomnieć, że lata 1996/97 to bardzo udany okres dla niemieckiej piłki. Reprezentacja narodowa wygrała Euro 1996 w Anglii, odwieczny rywal zza miedzy - Borussia Dortmund zwyciężyła w rozgrywkach  LM 3:1 z Juventusem, a Schalke także sięgnęło po historyczny triumf w europejskich rozgrywkach. Wracając do tej niesamowitej przygody jaką przeżywali wtedy kibice i zespół z Zagłębia Ruhry docieramy do półfinału Pucharu UEFA. Cztery zespoły walczyły o prawo gry w finale - Inter Mediolan, AS Monaco, CD Tenerife i oczywiście Schalke 04. Nazwani już wtedy przez kibiców "Eurofighter" piłkarze zostali skojarzeni w parze z klubem z Teneryfy. Dla podopiecznych Stevensa był to jeden z najcięższych dwumeczów w tych rozgrywkach. Zawodnicy  z Wysp Kanaryjskich także chcieli przeżyć swoje 5 minut w pucharach. Na swojej drodze wyeliminowali Lazio Rzym, Feyenoord Rotterdam czy Bröndby Kopenhagę, więc apetyt na finał mieli spory. Pierwsze spotkanie było bardzo emocjonujące. Tenerife zdobyło swojego gola z rzutu karnego (bramka Minambres), a w drugiej połowie straciło aż dwóch zawodników - Vivar Dorado i Ojeda - otrzymali czerwone kartki i zespół Juppa Heynckesa kończył to spotkanie w 9. Schalke miało dużą szansę na wyrównanie lecz "11" nie strzelił Johan de Kock. Sprawa awansu miała rozstrzygnąć się w Gelsenkirchen. Schalke nie zwykło przegrywać na własnym stadionie w edycji Pucharu UEFA w sezonie 1996/97 (w 6 meczach u siebie nie stracili bramki) i tak też było w rewanżu. Zespół "Königsblauen" odrobił stratę z pierwszego meczu po bramce Thomasa Linke, jednak to oznaczało, że o awansie do finału zadecyduje dogrywka. W tej znów lepsi okazali się piłkarze Schalke, którzy po bramce niezawodnego Marca Wilmotsa ostatecznie awansowali do finału, w którym czekała na nich drużyna Interu Mediolan.
Broszura zapowiadająca finał Pucharu UEFA w 1997 roku.
Pierwszy mecz finałowy zaplanowano na 7 maja 1997 roku w Gelsenkirchen. Zespół Interu dowodzony przez Roya Hodgsona naszpicowany był piłkarzami o wielkich nazwiskach. Pagliuca, Bergomi, Javier Zanetti, Sforza, Winter, Ince, Djorkaeff, Zamorano  - to tylko niektóre z tych nazwisk, lecz zespół z Gelsenkirchen pokazał, że wielkie nazwiska nie zawsze są gwarantem sukcesu. Marc Wilmots, który w tamtych latach był prawdziwą gwiazdą zespołu "Die Knappen" zapewnił zwycięstwo 1:0 w pierwszym spotkaniu. Rewanż zaplanowano na 21 maja. Na San Siro przez większą część spotkania na tablicy widniał wynik 0:0. Dopiero 5 minut przed końcem regulaminowego czasu gry Ivan Zamorano zdobył bramkę na wagę dogrywki dla Interu. Dodatkowe 30 minut nie przyniosło rozstrzygnięcia i do wyłonienia triumfatora Pucharu UEFA potrzebne były rzuty karne. Zespół Roya Hodgsona okazał się bezradny w serii "11". Zamorano oraz Winter nie trafili do bramki strzeżonej przez Jensa Lehmanna, natomiast zawodnicy Huuba Stevensa mieli 100% skuteczność. Anderbrügge, Thon, Max oraz oczywiście Wilmots pewnie trafiali do bramki Pagliuci czym zapewnili sobie sukces w rozgrywkach Pucharu UEFA. Fani zespołu z Gelsenkirchen wpadli w euforię, a zespół z Schalke otrzymał wtedy prawowite miano "Eurofighter", które 21 maja obchodzić będzie swoją 20 rocznicę. 
"11" na rewanżowe spotkanie z Interem Mediolan: de Kock, Linke, Eigenrauch, Lehmann, Nemec
Büskens, Müller, Thon, Wilmots, Latal, Max.
Spójrzmy na statystyki zespołu Huuba Stevensa oraz przypomnijmy sobie zawodników, którzy wywalczyli to trofeum.

55 Sezon Bundesligi wczoraj dobiegł końca, Schalke 04 niestety zakończyło rozgrywki na rozczarowującym 10 miejscu. W Lidze Europy odpadli z Ajaxem po emocjonującym dwumeczu. Zapewne kibice nie są zadowoleni z takich osiągnięć, jednak pewne jest, iż wszyscy zjawią się na imprezie poświęconej uroczystością 20-lecia zdobycia Pucharu UEFA przez "Eurofighter" i przy kuflu piwa Veltins (popularne trunek wśród fanów Schalke) będą przypominać sobie emocje związane z tamtymi wydarzeniami, a porażki z tego sezonu odejdą w niepamięć.  
continue reading 20 lat minęło - wspominamy niesamowitych "Eurofighter"

piątek, 19 maja 2017

Gwiazdy na horyzoncie - rozpoczynają się Mistrzostwa Świata do lat 20.

Gwiazdy na horyzoncie - rozpoczynają się Mistrzostwa Świata do lat 20.


Na całym globie rozgrywki klubowe powoli dobiegają końca. Dla największych gwiazd futbolu oznacza to chwilowy urlop i zasłużony odpoczynek. Wielu znanych piłkarzy takich jak: Messi, Pogba czy Aguero pamiętają jeszcze czasy gdy zamiast wakacji rozgrywali jeden z najważniejszych turniejów w swoim życiu, który dał rozgłos ich karierze. W sobotę rozpocznie się 21 edycja Mistrzostw Świata do lat 20, zobaczmy co nasz czeka w tych rozgrywkach. 


Grupy Mistrzostw Świata U-20.


Tegoroczne mistrzostwa rozegrane zostaną w Korei Południowej, która może pochwalić się m.in. organizacją takich zmagań jak: Puchar Konfederacji w 2001 roku, MŚ w 2002 roku,  MŚ U-17 w 2007 roku oraz tegoroczne MŚ U-20. Spotkania rozgrywane będą na 6 stadionach: Suwon, Cheonan, Jeonju, Jeju, Incheon oraz Daejeon. Finał odbędzie się na Suwon World Cup Stadium - 11 czerwca. Najwięcej tytułów Mistrza Świata posiada młody zespół Argentyny - aż 6 krotnie sięgał po to trofeum, tuż za nimi plasuje się Brazylia - 5 tytułów, a później Portugalia - 2 tytuły. Po jednym triumfie mają zespoły z Niemiec, Francji, Serbii, Hiszpanii, Ghany,  byłej Jugosławii oraz nieistniejącego już Związku Radzieckiego.
Trofeum za Mistrzostwo Świata do lat 20.

Tegoroczny turniej powinien dostarczyć kibicom wielu emocji, natomiast menadżerom, skautom i łowcom talentów te rozgrywki będą służyć odkrywaniu przyszłych gwiazd światowej piłki. Przyjrzyjmy się zatem kilkunastu nazwiskom, które już biegają po boiskach najważniejszych rozgrywek ligowych, a za kilka miesięcy mogą stać się zawodnikami światowego formatu. 
Argentyna jako najbardziej utytułowana reprezentacja mistrzostw do lat 20 zawsze posiada zawodników, którzy prędzej czy później lądują w największych klubach nie tylko europejskiej piłki. Na tym turnieju "Albicelestes" mogą pochwalić się perełkami w postaci: Santiago Ascacibar'a, Ezequiela Ponce oraz Lautaro Martinez'a. Ten tercet ma zapewnić kolejne mistrzostwo. Ascacibar to defensywny pomocnik występujący na co dzień w Estudiantes de La Plata. Ezequiel Ponce natomiast próbuje swoich sił w hiszpańskiej Granadzie, a Lautaro Martinez gra w Racing Club de Avellaneda. 
Santiago Ascacibar
Lautaro Martinez

Ezequiel Ponce
Do faworytów tego turnieju z pewnością można zaliczyć takie reprezentacje jak: Anglia, Niemcy, Francja, Włochy czy Portugalia. W każdym z tych zespołów są zawodnicy, którzy już pukają do drzwi takich klubów jak: Benfica, FC Porto, Tottenham, Arsenal, Liverpool, PSG, Ol. Lyon czy Juventus Turyn. W reprezentacji "Synów Albionu" na szczególną uwagę zasługują: Lewis Cook, Ademola Lookman, Sheyi Ojo, Jonathan Onomah, Dominic Solanke, Dominic Calvert-Lewin i Ovie Ejaria.
Reprezentacja Anglii U-20.

Die Mannschaft będzie liczyć na umiejętności Gino Fechner'a, Philippa Ochs'a, Maximilliana Mittelstaedt'a, oraz Suata Serdar'a. "Azzurri" natomiast nadzieje pokładają w dwójce zawodników: Nicolo Barelli'm oraz Rolando Mandragorze. Francja oraz Portugalia to zespoły, w których roi się od talentów. 

Schad, Serdar, Ochs, Torunarigha, Mittelstaedt,
nadzieją na sukces w tych  mistrzostwach.
Reprezentacja Włoch do lat 20.

"Trójkolorowi" mogą pochwalić się: Lucasem Tousart'em, Christopherem Nkunku, Allanem Saint-Maxim'em, Jeanem-Kevinem Agustin'em, Oliverem Boscagli'm czy Marcusem Thuram'em (syn znakomitego obrońcy Lilliana). Portugalczycy liczą na takie perełki jak: Pedro Silva, Xande Silva, Diogo Goncalves czy  Ruben Dias. 

Reprezentacja Francji U-20
Reprezentacja Portugalii U-20.
Gospodarze z Korei Południowej liczą na Paik Seng Huo oraz Lee Sung Woo, którzy na co dzień szlifują swoje umiejętności w Barcelońskiej La Masii. Kostaryka ma nadzieje, że umiejętnościami zabłyszczą Randal Leal i Gerson Torres. Małe szanse na awans daje się takim zespołom jak Gwinea czy RPA, jednak nie można skreślać Oumara Toure (Gwinea) oraz Kabamelo Kodisang'a oraz Luther Singh'a (RPA). Ten drugi typowany jest na odkrycie tego turnieju. Ekwador, Japonia, Nowa Zelandia, Honduras oraz Wenezuela liczą na kolektyw całej drużyny, a kluczowymi zawodnikami tych zespołów mają być: Bryan Cabezas (Ekwador), Louis Yamaguchi (Japonia), Henry Cameron (N.Zelandia), Darixon Vuelto (Honduras) oraz Adalberto Penaranda (Wenezuela) - zawodnik hiszpańskiej Malagi, który coraz częściej występuje w spotkaniach LaLiga. 
Paik Seng Huo oraz Lee Sung Hoo.
Adalberto Penaranda, nadzieją Wenezueli.
 
Luther Singh

Reprezentacja Stanów Zjednoczonych będzie polegać na Tommym Redding'u, Gedionie Zelalem'ie, Luce De La Torre, Marlonie Fossey'u oraz Jonathanie Klinsmann'ie, który poszedł śladami swojego ojca - słynnego napastnika Reprezentacji Niemiec - Juergena Klinsmanna. Różnica jest taka, że ojciec grał w ataku, a syn występuje na bramce.
Jonathan Klinsmann.
"El Tri" - czyli Meksyk na te mistrzostwa zebrał piłkarzy tylko z rodzimej ligi.  Każdy kto interesuje się piłką dobrze wie, iż tej reprezentacji nigdy nie można lekceważyć ponieważ Meksyk może okazać się czarnym koniem tego turnieju.
W roli faworyta w tym roku wymienia się reprezentację Urugwaju. Trzeba przyznać, że trener Fabian Coito zebrał bardzo ciekawych zawodników: Marcelo Saracchi, Nicolas De La Cruz, Federico Valverde, Rodrigo Amaral, Nicola Schiappacasse oraz Rodrigo Bentancur - to największe gwiazdy jednak nieuniknione, że ukaże nam się jakieś nowe nazwisko. Bentancur uważany będzie na tym turnieju za "super gwiazdę". Napastnik Boca Juniors kilkukrotnie pokazał już, że ma talent o czym nie zapominają kluby z Europy - cały czas spoglądając na jego poczynania.
Najmniej szans daje się natomiast reprezentacjom Arabii Saudyjskiej, Senegalu, Wietnamu, Iranu, Zambii oraz Vanuatu.

Rodrigo Betancur
Nicola Schiappacase
Poprzednie Mistrzostwa do lat 20 padły łupem reprezentacji Serbii. Tym razem zawodnicy z Półwyspu Bałkańskiego nie obronią tytułu z 2015 roku. Wielu kibiców zapewne ma swojego faworyta do tegorocznego triumfu. Ciekawe czy będzie to któryś z zespołów z Ameryki Południowej, czy może zespoły z Europy rozstrzygną to między sobą, a może zobaczymy nie lada sensację i któraś z drużyn spisana na straty sięgnie po Mistrzostwo Świata do lat 20.
continue reading Gwiazdy na horyzoncie - rozpoczynają się Mistrzostwa Świata do lat 20.

sobota, 13 maja 2017

NBA - Play-off's, pozostała już tylko jedna niewiadoma.

NBA - Play-off's, pozostała już tylko jedna niewiadoma.


Zespoły, które pozostały na placu boju w tegorocznych play-off's rozegrały kolejne spotkania w drodze po awans do finałów Konferencji. Jedna z rywalizacji została rozstrzygnięta, w drugiej natomiast do wyłonienia zwycięzcy potrzebny będzie mecz numer siedem. Sprawdźmy najpierw jak wyglądały kolejne spotkania w rywalizacji pomiędzy Spurs i Rockets oraz Celitcs i Wizards.


Coraz bardziej zaostrza się walka na wschodzie pomiędzy Boston Celitcs oraz Washington Wizards. Koszykarze obydwóch drużyn znakomicie spisują się w spotkaniach na własnej hali, nie inaczej było również w meczu numer 5. Celtowie wrócili do TD Garden i aby myśleć o awansie musieli pokonać gości z Washington. Przez większość spotkania gospodarze skrupulatnie powiększali swoją przewagę i bez problemu pokonali Wizards 123:101. Bohaterem tego spotkania bez wątpienia był Avery Bradley, który uzyskał 29 punktów, miał 3 asysty oraz 6 zbiórek. Oprócz rozgrywającego, Celtów do zwycięstwa poprowadzili Holford, Thomas oraz Crowder. Po stronie Czarodziei najlepiej spisał się John Wall (21pkt.) trochę gorzej spisali się jego koledzy z drużyny. Bradley Beal, Otto Porter, Kelly Oubre czy Markieff Morris zagrali poniżej swoich możliwości, co niestety przełożyło się na wynik i stan rywalizacji. 
Avery Bradley zagrał znakomicie w meczu numer 5 i poprowadził Celtów do zwycięstwa.

Wizards dwa dni po porażce w meczu numer pięć wrócili do własnej hali i musieli wygrać, aby doprowadzić do spotkania numer siedem i ostatecznego meczu, który wyłoni drugiego finalistę Konferencji na wschodzie. Spotkanie w Verizon Center było bardzo ciekawe i zacięte. Wynik tego spotkania cały czas był na "styk" i do ostatnich sekund kibice nie wiedzieli kto wygra. Bohaterem meczu okazał się John Wall, który na ponad 4 sekundy przed końcową syreną trafił za trzy punkty i wyprowadził Wizards na jednopunktowe prowadzenie, które jak się później okazało było zwycięskim rzutem. Ogółem Wall w meczu uzbierał 26 punktów. Najlepiej punktującym zawodnikiem w tym meczu był jednak kolega z drużyny - Bradley Beal (33pkt.), po stronie Celtów natomiast kolejne znakomite spotkanie rozegrał Avery Bradley, który rzucił 27pkt. tyle samo oczek miał Isaiah Thomas. Z dobrej strony zaprezentowali się także Al Horford (20pkt.,3a.,6zb.), Markieff Morris (16pkt.,2a., 11zb.). Marcin Gortat może pochwalić się największą ilością zbiórek (13), czym bardzo przyczynił się do końcowego triumfu w tym spotkaniu. Niesamowita rywalizacja pomiędzy tymi zespołami przenosi się na decydujące starcie do Bostonu i to właśnie tam poznamy finalistę Konferencji.
Tak celebrował zwycięstwo w meczu numer 6 - John Wall, to  po jego  rzucie za trzy Wizards wygrali.

Po drugiej stronie trwała także rywalizacja Rakiet z Ostrogami. Mecz numer 5 rozstrzygnięty został dopiero po dogrywce. Gospodarzy z San Antonio uratował doświadczony Manu Ginobili, który w ostatnich minutach meczu spisywał się nienagannie w ataku jak i obronie. W ostatniej akcji dogrywki popisał się blokiem na wagę zwycięstwa, oprócz Ginobil'ego znakomite spotkanie rozegrał Danny Green, zdobywca 16 pkt. Gdyby nie wspaniała postawa tych dwóch zawodników w końcowej fazie spotkania, to pewnie Rockets wyszliby na prowadzenie w tej serii. Najwięcej punktów w tym spotkaniu zdobył James Harden 33, dokładając 10 asyst i 10 zbiórek czyli triple-double. Samemu jednak nie da się wygrać tak ważnych spotkań, dlatego kolektyw jaki pokazali podopieczni Grega Popovich'a jest imponujący. Leonard, Mills, Aldridge, Green to postacie prowadzące grę, lecz wchodzący z ławki Simmons, Ginobili, Murray oraz Dedmon są znakomitym uzupełnieniem. 
 
Takim blokiem popisał się Manu Ginobili #20 w dogrywce przez co  Spurs mogli cieszyć się ze zwycięstwa w meczu  numer 5.
Szóste spotkanie pomiędzy Houston i San Antonio rozegrane zostało dwa dni po ekscytującym meczu w AT&T Center. Fani Rakiet przygotowani byli na to, że ta rywalizacja przeciągnie się do 7 spotkań. Goście z San Antonio w tym meczu musieli sobie radzić bez swojej największej gwiazdy - Kawhiego Leonard'a, który doznał kontuzji kostki. Ta informacja powinna zadziałać elektryzująco na zawodników Rockets, jednak stało się inaczej. Podopieczni Mike'a D'Anton'ego, a raczej największy as w tali trenera, rozegrał chyba najgorsze spotkanie w swojej karierze. Harden -  bo o nim właśnie mowa - zdobył zaledwie 10 punktów w tym spotkaniu trafiając z gry tylko 2:11 rzutów, były to dwie trójki, oprócz tego trafił 4 rzuty wolne na 6 wykonywanych, tragedia! Zanotował co prawda 7 asyst lecz zawiódł nie tylko fanów z Toyota Center ale i swoich kolegów z drużyny. Media natomiast nie pozostawiły suchej nitki na popularnym "Fear The Beard" i na niego zrzuciły całą winę za porażkę w meczu  numer 6. Po stronie gości pod nieobecność Leonard'a liderem zespołu został LaMarcus Aldridge (34pkt., 1a., 12zb.). Wspomagany przez Patty'ego Mills'a (14pkt., 7a., 3zb.), Danny'ego Green'a (10pkt., 2a., 6zb.) Janathona Simmons'a (18pkt., 4a.), a także coraz lepiej spisującego się Dejounte Murray'a zdobywcy 11pkt., 5a., 10zb. Spurs osiągnęli końcowy sukces jakim jest awans do finału Konferencji. Po stronie gospodarzy na pochwałę zasłużyli Trevor Ariza, oraz Clint Capela. Spurs wysoko pokonali Rakiety 114:75 i czekają już na rywalizację z Golden State Warriors.

James Harden zagrał beznadziejnie, a jego Rockets odpadli.

Pełne napięcia rozgrywki fazy play-off's czekają na ostatniego finalistę Konferencji, nieuniknione jest spotkanie drużyn, które w swoich Dywizjach zajmowały pierwsze miejsca. Cleveland oraz Golden State już ostrzą sobie zęby na kolejne spotkania i chcą jak najszybciej zakwalifikować się do wielkiego finału, natomiast San Antonio oraz Boston lub Washington chętnie pokrzyżowałyby plany faworytów. 
continue reading NBA - Play-off's, pozostała już tylko jedna niewiadoma.

wtorek, 9 maja 2017

NBA - Kawaleria i Wojownicy nie zwalniają tempa, Boston oraz Houston na remis.

NBA - Kawaleria i Wojownicy nie zwalniają tempa, Boston oraz Houston na remis.


NBA wkroczyło w fazę, gdzie najmniejszy błąd może kosztować trudy całego sezonu, dlatego w żadnym ze spotkań nie można pozwolić sobie na rozluźnienie czy lekceważenie przeciwnika. Niestety dwie ekipy w tegorocznych play-off'ach idą jak burza, mowa tutaj o zeszłorocznych finalistach - Cleveland Cavaliers i Golden State Warriors, które jak na razie nie oddali swoim rywalom żadnego spotkania i bezproblemowo przechodzą kolejne fazy play-off's. Odwrotnie jest w dwóch pozostałych rywalizacjach, w których ekipy Boston, Washington, Houston oraz San Antonio toczą zacięty bój o awans do finału Konferencji. Przeanalizujmy zatem, co działo się w tych rywalizacjach. 

Standardowo przegląd zaczniemy od rywalizacji, które rozstrzygnęły się w mgnieniu oka. Kawaleria pod wodzą jak na razie niezawodnego LeBron'a James'a uporała się szybciej niż przypuszczano z ekipą Dinozaurów z Toronto. Prognozowano, że obydwie ekipy rozegrają 5 spotkań, a rywalizację wygrają Cavs 4:1. Podopieczni Tyrona Lue jednak uporali się szybciej z Raptors. W każdym spotkaniu drużyna z Ohio przewyższała swojego rywala z Kanady. Spotkania numer 2 i 3 to pokaz siły aktualnych mistrzów NBA, a wygrane 125:103 oraz 115:94 nie dały złudzeń kibicom z Air Canada Center. W spotkaniu numer 4 Cavaliers wygrali tylko 7 punktami, lecz cały czas trzymali na dystans ekipę dowodzoną przez Dwayne'a Casey'a.
Znakomita współpraca tych zawodników zapewniła szybki awans do finału Konferencji.

Toronto mogłoby dłużej powalczyć z Cavs, gdyby nie kontuzja kostki Kyle'a Lowry'ego, która wyeliminowała go z meczu numer 3 i 4. James/Irving/Love i reszta zespołu galopuje w stronę wielkiego finału NBA, godnym rywalem mogliby być zawodnicy z Golden State, którzy w podobny sposób co Cavs uporali się ze swoimi przeciwnikami. Z kwitkiem odprawieni zostali Blazers, a teraz przyszedł czas na Jazz. Drużyna z Salt Lake City ewidentnie nie naładowała baterii na rywalizacje z Wojownikami za co została boleśnie skarcona. Zmagania pomiędzy tymi zespołami naznaczone były znakomitymi występami gwiazdorów ekipy z Oakland. Curry, Thompson, Durant, Green imponują formą i każdy kto spotka się z Warriors musi przygotować się na bardzo ciężką przeprawę. Gordon Hayward mimo fantastycznych zdobyczy punktowych nie był w stanie sam pokonać ekipy Steve'a Kerr'a. 
 
Curry/Durant, da się ich  pokonać ?


Hayward - dwoił się i troił jednak wszystko na nic.

Teraz zajmiemy się rywalizacjami, które są bardziej zacięte niż te Cavaliers i Warriors.
Drużyna, w której występuje jedyny Polak w NBA - Marcin Gortat -  po dwóch przegranych na parkiecie Celtów z Bostonu, wróciła do własnej hali. Kibice Czarodziei nie spodziewali się innych wyników niż dwa zwycięstwa i wyrównanie stanu serii. Zawodnicy dowodzeni przez Johna Wall'a oraz Bradley'a Beal'a spisali się znakomicie i w imponujący sposób odrobili straty. W meczu numer 3 pokonali Boston 116:89, a w 4 spotkaniu 121:102. "Polish hammer" przyczynił się do tej wygranej w spotkaniu numer 3, zdobył 13pkt., 2a., 16zb.. W 4 meczu szło mu już gorzej, tylko 6pkt., 3a., 7zb. Wizards w rywalizacji z Celtics mogą bardzo mocno liczyć na Bojana Bogdanovica, który znakomicie wspiera drużynę z ławki rezerwowych. W tej rywalizacji nie brakuje także zaciętych starć oraz wykluczeń. Kelly Oubre Jr. wyleciał z boiska za faul techniczny, za uderzenie Kevina Olynyk'a w spotkaniu numer 3.
Incydent pomiędzy Oubre (biała koszulka), a Olynykiem ( zielona koszulka).

Terry Rozier skupił się na prowadzeniu gry psychologicznej z Johnem Wall'em oraz Brandonem Jenningsem. Wizards pokazują coraz skuteczniejszą grę, co widać było w trzeciej kwarcie 4 spotkania, gdy gospodarze z Verizon Center zdobyli 21 punktów z rzędu, imponując szybkością i wyrachowaniem, a także świetną obroną. Można śmiało stwierdzić, że Wizards posiadają większy team spirit, a Celtowie skupiają się na tzw. dirty game.  Drużyna Brada Stevens'a w kolejnym spotkaniu na własnym parkiecie będzie chciała wrócić na odpowiednie tory, a pomóc ma w tym Isaiah Thomas, który troszeczkę "przespał" dwa wyjazdowe mecze z Wizards. 
John Wall na pierwszym planie pokazuje,że Wizards mogą dotrzeć do finału Konferencji, kibice w tle byliby bardzo  zadowoleni z takiego stanu rzeczy.


Isaiah Thomas musi poprawić swoją grę i pokazać, że zasługuje na miano lidera Celtics.


Zażarty pojedynek toczą również dwie ekipy z Konferencji Zachodniej - San Antonio oraz Houston - tutaj widać po raz kolejny, że przewaga własnego parkietu wcale nie musi być atutem. O czym przekonali się jedni i drudzy. Spurs ulegli w pierwszym spotkaniu na własnym parkiecie, a Rockets także przegrali pierwsze spotkanie we własnej hali. Zacznijmy jednak od niepowetowanej straty, której doznały Ostrogi - Tony Parker - nabawił się kontuzji kolana i już raczej nie pojawi się na parkiecie w tym sezonie. Greg Popovich jest szkoleniowcem, który potrafi radzić sobie z absencjami swoich najlepszych zawodników. Parker'a zastępuje teraz Patty Mills.
Przy asyście kolegów musiał opuścić parkiet Tony Parker.

O ile pierwsze spotkanie nie wyszło drużynie z San Antonio, to mecz numer dwa przebiegał już pod ich dyktando, przeważali w grze defensywnej oraz znakomicie punktowali, dlatego też wynik 121:96 nie powinien dziwić nikogo. Mecz numer 3 rozegrany w Toyota Center to  indywidualny popis James'a Harden'a (43pkt.), lecz to nie wystarczyło by pokonać Spurs, w którym cała drużyna Spurs funkcjonowała jak znakomicie skonstruowana maszyna. Leonard, Aldridge, Mills, Gasol, Green poprowadzili Ostrogi do zwycięstwa numer 2.
Gra zespołowa ma doprowadzić Spurs do finału Konferencji.

W drugim meczu na własnym parkiecie Rakiety poprowadził do zwycięstwa duet Harden/Gordon. Pierwszy z nich rzucił 28pkt. i miał 12 asyst. Gordon, który wszedł z ławki zaliczył 22 punkty, a inni zmiennicy jak: Bobby Brown czy Lou Williams także spisywali się bez zarzutu. Spurs wracają teraz do hali AT&T Center i za wszelką cenę będą chcieli wygrać, jeżeli jednak powinie im się noga, to wtedy Rakiety mogą stać się faworytem do finału Konferencji, w którym czekają już Golden State Warriors.
(u góry) James Harden, (na dole) Eric Gordon, architekci zwycięstwa ze Spurs w meczu numer 4.
 


Cavs i Warriors spokojnie czekają na swoich przeciwników w finale Konferencji, a pozostałe ekipy muszą się jeszcze napocić. Czy będziemy świadkami siedmiomeczowych rywalizacji w pojedynkach  Celtics i Wizards oraz Spurs i Rockets, a może szybciej poznamy zwycięzców tych pojedynków? O tym przekonamy się już w najbliższym czasie. Jedno jest pewne...walka i nadzieja umiera w NBA jako ostatnia.                
continue reading NBA - Kawaleria i Wojownicy nie zwalniają tempa, Boston oraz Houston na remis.

niedziela, 7 maja 2017

Historia lubi się powtarzać - Real, Juventus, Manchester United, Ajax - w drodze po tytuły w Europejskich pucharach.

Historia lubi się powtarzać - Real, Juventus, Manchester United, Ajax - w drodze po tytuły w Europejskich  pucharach.



Tegoroczny sezon w Europejskich pucharach w wielu aspektach przypomina rozgrywki z połowy lat 90 tych, kiedy to swój najlepszy okres przeżywały takie zespoły jak: Ajax Amsterdam, Juventus Turyn, Real Madryt oraz Manchester United. Wszystkie te drużyny zachwycały kibiców swoją grą oraz sięgnęli po najważniejsze trofeum w klubowych rozgrywkach w Europie. Można stwierdzić, że mniej lub więcej 20 lat minęło, a te cztery zespoły znów mają szansę na podbój Europejskich pucharów.
Od lewej: Ajax Amsterdam, Juventus Turyn, Real Madryt, Manchester United.

Real Madryt i Juventus w półfinałowych spotkaniach Ligi Mistrzów dość przekonująco wygrały w swoich pierwszych meczach i tylko katastrofa mogłaby pozbawić ich awansu do wielkiego finału, który zostanie rozegrany 3 czerwca w Cardiff. Manchester United i Ajax prawdopodobnie spotkają się w finale Ligi Europejskiej, który odbędzie się 24 maja na Friends Arena w Sztokholmie. 
Weźmiemy teraz pod lupę te zespoły i sprawdzimy, kto może dorównać poprzednikom sprzed 20 lat.
Manchester United to najbardziej utytułowany zespół w Anglii, lecz od kilkunastu sezonów brakuje im wielkich sukcesów w Europejskich pucharach. Trofeum za zdobycie Ligi Mistrzów ostatni raz wznieśli 9 lat temu, gdy po rzutach karnych wygrali z londyńską Chelsea, a w 2011 roku musieli uznać wyższość FC Barcelony w finale Ligi Mistrzów. Od tego czasu fani "Czerwonych Diabłów" czekają na sukces na arenie międzynarodowej.  Zespół z Old Trafford w tym roku odżył za sprawą Jose Mourinho i wydaje się, że wreszcie ma szansę na triumf w Europejskich pucharach. W czwartek wygrali spotkanie numer jeden na Estadio Balaidos w Vigo, po przepięknej bramce Marcusa Rashford'a z rzutu wolnego i są na najlepszej drodze, by rezerwować bilety do Sztokholmu. Dla kibiców z czerwonej części Manchesteru sukces w Lidze Europy nie może równać się  z tym z 1999 roku, gdy jeden z najbardziej zaciętych finałów Ligi Mistrzów w historii rozstrzygnęli na swoją korzyść. Portugalski trener jednak stawia wszystko na osiągnięcie sukcesu w rozgrywkach Ligi Europy, ponieważ daje to automatyczną przepustkę do gry w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów.  Manchester United w lidze angielskiej musi oglądać plecy takich zespołów jak Manchester City i Liverpool i raczej nie włączy się już do walki o miejsca premiujące grą w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów dlatego zwycięstwo w Lidze Europy, będzie największym sukcesem w tegorocznym sezonie. "The Special One" swój zespół ustawił pod takich zawodników jak: Paul Pogba, Marcus Rashford, Jesse Lingard, Zlatan Ibrahimovic, Ander Herrera, Juan Mata, Wayne Rooney oraz Henrikh Mkhitaryan. Patrząc na aktualny zespół widać, że ma bardzo wiele wspólnego z drużyną z 1999 roku gdzie prym wiedli Peter Schmeichel, Roy Keane, Paul Scholes, David Beckham, Ryan Giggs, Andy Cole, Dwight Yorke, Teddy Sheringham oraz Ole Gunnar Solskjaer. Popatrzmy na porównanie.

Ajax Amsterdam to drugi zespół, który prawdopodobnie zamelduje się w Sztokholmskim finale. W tym roku młodzi gniewni Ajaxu zaskakują całą Europę, mimo iż ich forma jest często nierówna, to mogą pochwalić się emocjonującymi spotkaniami i spektakularnymi awansami do kolejnych rund. Tak było na przykład w spotkaniu ćwierćfinałowym z Schalke 04 gdy "Joden" byli już na kolanach, a większość spisała ich na straty, aż nagle udało strzelić im się dwie bramki i wydrzeć awans drużynie z Niemiec. Minęło, 15 lat odkąd po raz ostatni zespół z Holandii wystąpił i wygrał w finale Europejskich Pucharów (Feyenoord w 2002 roku-Puchar UEFA). Ajax jest także ostatnią drużyną, która zdobyła tytuł Ligi Mistrzów w 1995 roku. Ekipa sprzed 22 lat oparta była na wychowankach i podobnie jest teraz. Najstarszymi zawodnikami w tamtej drużynie byli Danny Blind i Frank Rijkaard, a do świata piłki wchodzili dopiero Patrick Kluivert, Edgar Davids, Clarence Seedorf, Marc Overmars, Edwin van der Sar, Michael Reiziger, Frank i Ronald de Boer, Nwankwo Kanu oraz Jari Litmanen. Nazwiska, których teraz nie trzeba przedstawiać, jednak w latach 90. nikt nie wiedział jak potoczy się ich kariera. Teraźniejsza drużyna Ajaxu również może pochwalić się talentami, które za chwilę staną się gwiazdami największych klubów w Europie. Kasper Dolberg, Bertrand Traore, Amin Younes, Davy Klaassen, Matthijs de Ligt, Justin Kluivert, Hakim Ziyech oraz Davinson Sanchez to najbardziej rozchwytywane nazwiska zespołu "Godenzonen". Kibice z Amsterdamu zapewne cieszą się z tego, że ich drużyna znów jest zaliczana do grona największych ekip Europejskiej piłki, a także w końcu ma szansę na triumf w Europejskich rozgrywkach klubowych. W tym przypadku również pokuszę się o porównanie tych dwóch zespołów poprzez statystyki. 
Teraz przyjrzymy się bliżej ekipom Realu Madryt oraz Juventusu Turyn, które walczą o finał Ligi Mistrzów. 
Zanim zobaczymy, jak spisują się te dwie drużyny to warto wrócić do kart historii tu powtarza nam się finał sprzed 19 lat, kiedy to Real Madryt spotkał się z Juventusem w Amsterdamie. Tamten finał wygrała ekipa "Los Blancos" po bramce Predraga Mijatovica. Dla drużyny z Piemontu był to 3 finał z rzędu, jednak tylko w jednym przypadku wznosili puchar. 

Real Madryt ten sezon może zaliczyć do bardzo udanych. Podopieczni Zinedine'a Zidane'a mają szansę na tytuł Mistrza Hiszpanii, jak i zdobycie Ligi Mistrzów, gdyby to drugie się udało, byliby pierwszą drużyną, która tego dokona. Finał tegorocznej edycji Ligi Mistrzów jest niemal w 90% pewny, po zwycięstwie 3:0 nad rywalem zza miedzy Atletico i 3 bramkach Cristiano Ronaldo, fani Realu już planują wyjazd do Cardiff.  19 lat temu ekipa Juppa Heynckesa do finału dotarła eliminując triumfatora sprzed roku, czyli Borussię Dortmund, a w finale spotkała się z Juventusem. Real z lat 90 także posiadał plejadę gwiazd: Bodo Illgner, Fernando Hierro, Manolo Sanchis, Roberto Carlos, Christian Karembeu, Fernando Redondo, Davor Suker, Predrag Mijatovic to ci doświadczeni piłkarze, których wspierała młodzież pokroju Clarence'a Seedorf'a, Raula, Fernando Morientes'a, Gutiego  oraz Ze Roberto. Nie inaczej jest teraz, doświadczeni już w Europejskich pucharach Ramos, Cristiano Ronaldo, Marcelo, Kroos Benzema, Pepe oraz Modric wspierani są przez Isco, Asensio, Casemiro, Varane'a, Moratę czy Carvajala. Jeżeli w finale "Los Blancos" spotkają się z Juve to pytanie pozostaje tylko jedno czy Real udźwignie ciężar obrońcy tytułu i czy znajdzie się taki zawodnik jak Predrag Mijatovic w 1998, który pokona znakomitą defensywę Juventusu. Popatrzmy jak kiedyś prezentował się Real w pucharach, a jak wygląda to teraz.

Juventus Turyn - zespół kompletny w tym sezonie, w każdej formacji pracują bez zarzutu. W bramce fantastyczny i niezatapialny Gigi Buffon, blok defensywny dowodzony przez magistra Chiellin'ego, któremu pomagają Bonucci oraz Barzagli. W pomocy Pjanic, Khedira, Cuadrado włączający się boczni obrońcy Dani Alves czy Alex Sandro, a w ataku Argentyńska siła w postaci Higuaina i Dybali - robi wrażenie, do tego znakomity taktyk w postaci Massimiliano Allegr'ego. Taki skład w końcu skazany jest na sukces, jednak trzeba pamiętać, że mniej więcej 20 lat temu "Stara Dama" również miała zespół, który powinien rządzić w Europie. Wtedy Bianconeri trzykrotnie doszli do finału leczy tylko raz udało im się sięgnąć po puchar w 1996 roku, gdy w finale pokonali po rzutach karnych Ajax Amsterdam. Rok później przegrali z Borussią Dortmund, a w 1998 ulegli Realowi Madryt. Obecny trener Realu - Zinedine Zidane - znakomicie pamięta pewnie finał z Królewskimi, gdyż występował wtedy jak piłkarz Juventusu, wraz z takimi zawodnikami jak: Angelo Peruzzi, Paolo Montero, Mark Iuliano, Gianluca Pessotto, Angelo Di Livio, Antonio Conte, Didier Deschamps, Edgar Davids, Filippo Inzaghi oraz Allesandro Del Piero nie udało im się sięgnąć po kolejne trofeum. Okazja na zdobycie Ligi Mistrzów w tym sezonie jest ogromna. Historia znów zatacza koło wokół Juve, przecież w 1998 roku także wyeliminowali w półfinale AS Monaco, a w finale spotkali się z Realem, teraz ma być podobnie tylko, że tytuł ma trafić w ręce ekipy z Turynu. Najbardziej to trofeum chciałby zdobyć Gianluigi Buffon, który sam powiedział, że tylko tego brakuje mu w bogatej gablocie osiągnięć. Włoski bramkarz znakomicie dyryguje w tym sezonie obroną, co widać po wynikach Juventusu, który stracił w tej edycji tylko 2 bramki, a strzelił ich 19. Pokazuje to jak znakomicie trener Allegri ustawia drużynę z Piemontu no i gdzie tkwi siła. Jeżeli powtórzy nam się finał z 1998 roku to Real będzie miał ciężki orzech do zgryzienia, jeżeli chodzi o sforsowanie defensywy Juventusu. Przeanalizujmy drużyny Juventusu z tamtych  lat i porównajmy ją do teraźniejszej.

W przyszłym tygodniu pomiędzy 9 a 11 maja poznamy finalistów Europejskich pucharów. Przypuszczalnie pary finałowe będą wyglądać następująco Real Madryt i Juventus Turyn spotkają się w Lidze Mistrzów, a Ajax Amsterdam i Manchester United w lidze Europy. Sukces tej czwórki zależeć będzie od dyspozycji dnia, szczęścia oraz wielu innych aspektów. Wspaniałe jest również to, że historia zatoczyła koło i po 20 latach znów daje powalczyć tym samym zespołom o najważniejsze klubowe trofea i powrót do najbardziej utytułowanych.
continue reading Historia lubi się powtarzać - Real, Juventus, Manchester United, Ajax - w drodze po tytuły w Europejskich pucharach.

środa, 3 maja 2017

NBA - Play-off's czas na kolejne emocje.

NBA - Play-off's czas na kolejne emocje.

Rozgrywki o tytuł najlepszej drużyny NBA w sezonie 2016/2017 trwają w najlepsze. Kilka zespołów bardzo gładko awansowało do kolejnej rundy, a niektórym przyszło to po większych trudach. W jednej z ośmiu par fazy play-off's doszło aż do 7 spotkań aby wyłonić zwycięzcę. Na polu bitwy pozostało 8 zespołów, które już rozpoczęły walkę o finały Konferencji. Sprawdźmy więc co słychać u tych drużyn.

Ekipy z Boston, Toronto oraz Washington nie zawiodły swoich fanów w meczach numer 6, rozgrywanych na obcych parkietach i awansowały do kolejnej rundy. Zespoły Chicago, Milwaukee oraz Atlanty zakończyły swój sezon i kolejne emocje związane z play-off's muszą odłożyć na przyszły rok. Po drugiej stronie Konferencji najbardziej zacięty bój prowadziły drużyny Jazz i Clippers, po 7 spotkaniach awans wywalczyła ekipa z Salt Lake City. Marzenia zespołu z Los Angeles po raz kolejny szybko legły w gruzach i niemal pewne jest, że Clippers przejdą dużą przebudowę składu. Rockets w meczu  numer 5 nie dali szans Russellowi Westbrookowi i jego OKC Thunder i spokojnie przeszli do kolejnej fazy play-off's, w której spotkają się z San Antonio Spurs, które po chwilowej zadyszce z Memphis wróciło na właściwe tory i wygrało rywalizacje  z  Niedźwiadkami 4:2.

Zajmiemy się teraz pierwszymi spotkaniami rozegranymi w półfinałach Konferencji. Gdy ekipy Jazz i Clippers walczyły w 7 spotkaniu o prawo gry w półfinale na Zachodzie, to dwie drużyny ze Wschodu rozpoczęły rywalizację w kolejnej rundzie. Boston Celtics i Washingotn Wizards to pierwsza para walcząca o finał Konferencji, drugą są Cavaliers i Raptors. Celtowie po początkowych trudnościach wyeliminowali Byki i w pierwszym spotkaniu z Czarodziejami nie chcieli popełnić tych samych błędów. Pierwsza kwarta pokazała, że ekipa ze stolicy to ciężki rywal i o awans z pewnością nie będzie łatwo. Najlepszym zawodnikiem w ekipie z TD Garden był Isaiah Thomas, który powoli wraca do swojej najlepszej dyspozycji po rodzinnej tragedii. W tym spotkaniu widać było poświęcenie gwiazdora Celtów, który przy jednej z akcji stracił zęba, nie przeszkodziło mu to jednak zdobyć 33 punktów, 9 asyst oraz 1 zbiórki. Po stronie Wizards najlepiej spisywali się Bradley Beal (27pkt., 4a., 1zb.) i John Wall (20pkt., 16a., 4zb.), Otto Porter (16pkt., 1a., 11zb.) oraz Marcin Gortat (16 pkt., 4a., 13 zb.). Celtics nie osiągnęliby pierwszego zwycięstwa w tej konfrontacji bez Jae'a Crowder'a (24pkt., 1a., 6zb.) oraz Al'a Horford'a (21pkt., 10a., 9zb.).  Zobaczymy jak w kolejnym spotkaniu poradzą sobie Wizards. Jeżeli mielibyśmy typować końcowy wynik tej rywalizacji, to po zaciętej walce i siedmiu spotkaniach, awansować powinna drużyna Wizards.
Bohaterowie pierwszego spotkania Isaiah Thomas (z lewej) oraz John Wall (z prawej).
 
Rozegrane zostało również drugie spotkanie w Konferencji Wschodniej. Cavaliers spotkali się z Raptors - mamy tutaj powtórkę z finału Konferencji z sezonu 2015/2016 z której Cavs wyszli zwycięsko 4:2. Pierwsze spotkanie rozegrane w Quicken Loans Arena było prawdziwym widowiskiem dla wszystkich kibiców. Znakomite akcje, piękne dunki i walka o każdą piłkę, to coś co elektryzuje wszystkich widzów NBA. Fanów Kawalerii nie zawiodło trio James/Irving/Love, które skutecznie odpierało ataki Dinozaurów, którzy w odpowiedzi bronili się trójką Lowry/DeRozan/Ibaka. Kawaleria oddała gościom tylko 3 kwartę, którą zdecydowanie przegrała lecz przewaga osiągnięta przez 3/4 spotkania pozwoliła im na zwycięstwo 116:105 i prowadzenie w rywalizacji 1:0. LeBron James zdobył (35pkt., 4a., 10zb.) do tego Kyrie Irving dorzucił 24pkt., 10a., i 2zb., a Kevin Love 18 pkt., 1a. 9zb. Po stronie Raptors Kyle Lowry zdobył 20 pkt., 11a., 2zb., DeMar DeRozan 19 pkt., 2a., 7zb., a Serge Ibaka 15pkt., 3a., 6zb. W tej parze Cavs są murowanym kandydatem do awansu ponieważ na tą chwilę pokazują najrówniejszą formę. Raptors mogą się przebudzić, jednak o awans będzie bardzo trudno, prognoza 4:1 dla Cavaliers.
LeBron James i Kyrie Irving - gwarancja na zwycięstwo Cavaliers.

W Konferencji Zachodniej utworzyły się następujące pary, Golden State Warriors vs Utah Jazz i San Antonio Spurs vs Houston Rockets. 
Podopieczni Greg'a Popovich'a w pierwszych dwóch spotkaniach mają atut własnego parkietu, jednak już pierwszy mecz pokazał, że Rakiety są zdeterminowane i chcą w tym sezonie dolecieć do Finału NBA. Gospodarze w pierwszych dwóch kwartach zostali zmiażdżeni przez ekipę z Houston, w której znakomicie spisywali się Trevor Ariza i Clint Capela. Pierwszy z nich zdobył 23pkt., 2a., 4zb., Capela natomiast zdobył 20pkt., 1a., 13zb. Gwiazdor Rockets - James Harden zanotował 20pkt., 14a. i 1 zbiórkę. W ekipie Ostróg nie zawiódł Kawhi Leonard - zdobywca 21pkt., 6a., 11zb. Zwycięstwo 126:99 nie byłoby możliwe bez dobrej gry zawodników z ławki rezerwowych. Lou Williams, Ryan Anderson czy Eric Gordon bardzo przyczynili się do ważnego wyjazdowego zwycięstwa Rakiet. Spurs muszą dać z siebie więcej niż w spotkaniach z Memphis aby myśleć o awansie do kolejnej rundy. Rywalizacja pomiędzy tymi dwoma zespołami może przeciągnąć się do 7 spotkań, a zwycięsko wyjdą z tego Rakiety z Houston.
Mills, Leonard, Parker oraz Ginobili zastanawiają się jak pokonać Rockets.
    
Wojownicy ze stanu Oakland tej nocy podejmowali koszykarzy z Utah, którzy dostali kilka dni odpoczynku po 7 meczowej konfrontacji z Clippers. Regeneracja miała pomóc w naładowaniu baterii koszykarzom Jazz, lecz jak na razie na podopiecznych Steve'a Kerr'a nie ma mocnych. Warriors wygrali to spotkanie 106:94 mimo, iż na ławce zabrakło pierwszego trenera, który boryka się z problemami zdrowotnymi, zastępuje go Mike Brown. drugi trener prawdopodobnie będzie pełnił role pierwszego szkoleniowca przez całą serie gier pomiędzy Warriors i Jazz. Gospodarze przez całe spotkanie dominowali nad ekipą z Utah. Najlepszymi zawodnikami byli Stephen Curry 22pkt., 5a., 7zb., Draymond Green 17pkt. 6a., 8zb., Kevin Durant 17pkt., 5a., 5zb. oraz Klay Thompson 15pkt., 2a., 2zb. Drużynę Jazzmanów ratować próbował Gobert, Hayward, Hood oraz Johnson lecz ich zdobycze punktowe nie przekroczyły 20 punktów. Wojownicy wychodzą na prowadzenie 1:0 w tej serii i jeżeli nadal tak będą grać, to awans powinien nastąpić po 4 spotkaniach.
 
Stephen Curry bez problemu przedzierał się przez obronę Jazz.

Tej nocy rozegrane zostało także spotkanie numer dwa pomiędzy Celtics i Wizards. Potrzebna była dogrywka aby wyłonić zwycięzce. Po raz kolejny Celtowie wyszli zwycięsko, pokonując Czarowników 129:119 i tym samym deklasując gości w dogrywce 15:5. Najlepszym zawodnikiem bez wątpienia był Isaiah Thomas - zdobywca 53 punktów, po stronie Wizards najlepiej spisał się John Wall - 40pkt., 13 asyst, nasz jedyny Polak w  tych  rozgrywkach popisał się double-double 14pkt., 10zb. Scott Brooks musi przeanalizować sytuacje i postarać się o dwa zwycięstwa na własnym parkiecie aby zachować szansę na awans.
 
Isaiah Thomas (#4) bohaterem spotkania numer dwa, w którym dogrywka zadecydowała o zwycięstwie Celtics.

Wystarczy prześledzić to co wydarzyło się w wyżej opisanych  spotkaniach aby stwierdzić, że walka oraz emocje to stały punkt programu NBA play-off's. Ciekawe czy, któraś z niżej notowanych drużyn będzie w stanie przeszkodzić murowanym faworytom oraz czy pretendenci do tytułu poradzą sobie z rywalami, którzy coraz mocniej dorównują im umiejętnościami.       
continue reading NBA - Play-off's czas na kolejne emocje.